Scena, w której Bernard Zygier recytuje Redutę Ordona Adama Mickiewicza na lekcji języka polskiego w zrusyfikowanym gimnazjum w Klerykowie jest chyba jedną z najbardziej charakterystycznych scen z powieści Stefana Żeromskiego, pt. Syzyfowe prace. Bernard Zygier był nowym uczniem w klerykowskiej szkole. Został tam przeniesiony po wydaleniu ze szkoły w Warszawie w związku z nieprawomyślnością. Przez pierwszych kilka tygodni Zygier poddany był szczegółowej dyscyplinie, więc był nieco odosobniony, cichy i nieswój, nie szukał towarzystwa na siłę. Później jednak trafił na lekcję języka polskiego, który był najmniej liczącym się przedmiotem w szkole. Odpytany przez pana Sztettera, bezbłędnie rozwiązywał każde zadanie. Prosił, by jego niemieckobrzmiące nazwisko zapisywać po polsku, bo to jego język ojczysty. Zapytany o swoje dotychczasowe lektury zaczął opowiadać głównie o romantykach, o Adamie Mickiewiczu. Kiedy zaś zaczął recytować z pamięci poemat, pt. Reduta Ordona, w sali zapadła głęboka cisza, a sam nauczyciel skostniał ze strachu.
Utwór opowiadał o generale Ordonie, który w trakcie powstania bronił Warszawy przed Moskalami. Widząc, że nie będzie w stanie obronić swojej reduty, wysadził się wraz z nią i Moskalami, byle tylko nie poddać się zaborcy. Zygier recytował utwór spokojnie, ale z żarem, tak jakby relacjonował zdarzenia, które widział na własne oczy. Jeden z uczniów stanął na czatach, by sprawdzić, czy nie podsłuchuje ich nikt, kto mógłby donieść na nieprawomyślny przebieg lekcji. Marcin Borowicz w trakcie słuchania utworu doznał głębokiego wstrząsu. Patriotyczna opowieść uświadomiła mu bowiem, jak daleko odsunął się już od własnej tożsamości narodowej i jak bardzo odciął się od korzeni. Przypomniały mu się opowieści o powstaniu zasłyszane w dzieciństwie. Wiersz Mickiewicza sprawiał wrażenie dobrze znanego, bo był do gruntu polski, zarówno na poziomie języka, jak i treści. Panu Sztetterowi po policzkach płynęły łzy, Marcin z trudem powstrzymywał się od szlochu. Wszyscy uczniowie, którzy do tej pory zawsze ignorowali lekcje polskiego, teraz słuchali jak zaczarowani.
Recytacja Zygiera miała bardzo daleko idące konsekwencje. W wielu uczniach zbudziła się w jej trakcie podobna świadomość, jak w przypadku Borowicza. Zostali zaciekawieni tym, co przez lata nauki w rosyjskiej szkole usiłowano z nich wyrugować – ich własnych wnętrzem, ich własnym duchem. Spowodowało to, że zaczęto na własną rękę organizować tajne spotkania, na których zaznajamiano się z zakazanymi oficjalnie dziełami Mickiewicza, Słowackiego, Mochnackiego, a także z kronikami historycznymi. Dzięki temu właśnie wielu klerykowskich uczniów zrozumiało, że zostali oszukani, a Rosjanie nie są ich przyjaciółmi, lecz wrogami i oszustami. Bernard Zygier i jego recytacja zaważyła się na losach wielu ludzi, a co najważniejsze sprowadziła Marcina Borowicza, którego uważano już niemal za Rosjanina, na drogę patriotyzmu.