Przyzwyczajeni jesteśmy do życia codziennego, które jest przewidywalne i niewiele w nim jest sytuacji, na które bylibyśmy nieprzygotowani mentalnie lub fizycznie. Historia pokazuje jednak, że istnieją nie tylko chwile, ale całe procesy dziejowe, które na tyle wywracają zasady rządzące światem, że przestaje w nim obowiązywać zwykła moralność, którą kierujemy się w chwilach pokoju. Moim zdaniem nie można zawsze oceniać człowieka według tych samych kryteriów moralnych, co postaram się udowodnić przy pomocy poniższych przykładów pochodzących z literatury.
Zdążyć przed Panem Bogiem to reportaż autorstwa Hanny Krall, w którym znajduje się zapis rozmowy z Markiem Edelmanem, ostatnim żyjącym przywódcą powstania w getcie warszawskim w 1943 roku. Edelman opowiada o życiu w getcie, o planowaniu powstania, jego przebiegu, a także upadku. Czyni to jednak w sposób pozbawiony hiperbolizacji, nie heroizuje uczestników powstania, tym bardziej siebie. Wręcz przeciwnie – opisuje ich nędzę, strach, rozpacz, desperację. Wielokrotnie był za to atakowany przez ludzi chcących widzieć w powstańcach jedynie świętych męczenników.
Edelman opowiada jak zwykli ludzie próbowali funkcjonować w getcie, żeby nie oszaleć i w miarę możliwości pomóc innym. Zdobywano się często na rzeczy, w które dzisiaj trudno uwierzyć. Pielęgniarki w ambulatorium specjalnie łamały swoim pacjentom nogi, żeby ci nie mogli zostać zakwalifikowani do transportu, a w konsekwencji być przewiezieni do obozu i zamordowani w komorze gazowej. Bywały jednak bardziej makabryczne przypadki, w których lekarki dusiły noworodki zaraz po ich narodzeniu, albo podawały truciznę dzieciom, chcąc zaoferować im szybką i bezbolesną śmierć, zamiast upokorzenia obozu. W getcie wysoka była przestępczość, na porządku dziennym były kradzieże, oszustwa czy prostytucja. Spowodowane było to niesamowitym głodem, który niektórych doprowadzał nawet do aktów kanibalizmu.
Dzisiaj trudno sobie wyobrazić poziom takiego zezwierzęcenia, jednak nie wolno nam, żyjącym w komfortowym i zamożnym społeczeństwie, oceniać ludzi wyrzuconych na bruk, pozbawionych jedzenia, chorych i na wpół oszalałych ze strachu. Czy postępowali w sposób wątpliwy moralnie? Bez wątpienia. Czy jednak robili to z własnej woli, z nieuczciwości, chęci wyrządzenia krzywdy bliźniemu? Nie. Zostali siłą wtłoczeni w sytuację, która zniżyła ich do poziomu czysto biologicznych istnień, kierujących się wyłącznie instynktem przetrwania.
Podobną ekstremalną sytuację przywołał Gustaw Herling-Grudziński w swojej powieści, pt. Inny świat, w której opisał własne doświadczenie z pobytu w obozie pracy w Jercewie. Był to dosłownie inny świat, ponieważ panowały w nim reguły zupełnie odwrotne od tych, do których przyzwyczajony był kulturalny, dobrze wychowany i wykształcony człowiek sprzed II wojny światowej. W łagrze ceniło się spryt, wyrachowanie, brak współczucia, swoisty instynkt, który pozwalał widzieć w każdej sytuacji okazję do poprawienia własnego bytu, nawet kosztem innych.
Człowieczeństwo można było zachować jedynie w małych gestach, takich jak chronienie swojej ulubionej książki, podzielenie się resztką chleba z umierającym, albo samookaleczanie się jako metoda unikania katorżniczej pracy. Za każdy większy objaw sprzeciwu lub nieposłuszeństwa groziła śmierć. Czy ludzi, którzy w takich warunkach dali się ponieść instynktowi i kradli, kolaborowali, donosili, a nawet mordowali za jedzenie, da się oceniać według naszych dzisiejszych standardów? Oczywiście, że nie, co jednak w żaden sposób nie oznacza, że ich czyny były pod jakimkolwiek kątem wytłumaczalne i możliwe do przyjęcia.
Historia niestety pokazuje, że istniało w dziejach wiele momentów, które doprowadzały człowieka do skraju wytrzymałości psychicznej. Za przekroczeniem tej granicy znajduje się świat, którego nie sposób interpretować według naszych dzisiejszych standardów moralnych, co – mam nadzieję – udało mi się pokazać na powyższych przykładach.