Jan zamknął oczy i powoli wziął głęboki oddech. Czuł jak powietrze powoli przepływa przez jego drogi oddechowe i wypełnia mu płuca. „Do tego miejsca doprowadziło mnie wszystko, co przeżyłem”, pomyślał. Otworzył oczy i wypuścił powietrze równie powoli. Zobaczył przed sobą dwie części ciemnej i ciężkiej kurtyny, które rozdzierał pasek jasnego światła. Z tej świetlistej szczeliny dobywał się niemożebny hałas. Huragan oklasków i okrzyków zniecierpliwienia. Wydawało mu się, że słyszy osobno uderzenie każdej pary rąk z osobna. W sekundzie przypomniał sobie swoją przeszłość.
Pamiętał moment, kiedy leżał w swojej biednej chatynce i umierał przez pobicie, jakie spotkało go nie z jego winy i niesprawiedliwie. Matka klęczała przy jego łóżku i płakała cały czas. Janko wpół przytomny wyobrażał sobie, że szloch matki jest wielką falą, która ciągle rozbija się o brzeg, ale nie może wytracić swojej siły i wciąż wzbiera od nowa. Żal chwycił go za ledwo bijące serduszko i pomodlił się. Obiecał Panu Bogu, że jeśli tylko sprawi, żeby Mama nie musiała płakać, on wyrzeknie się muzyki i będzie żył w zgodzie ze wszystkimi normami społecznymi, a swoją pasję porzuci raz na zawsze. Wówczas usłyszał w swojej głowie głos, który powiedział mu, że pobłądził – Mama przestanie płakać, jeśli Janko obieca, że wyrzeknie się wszystkiego poza muzyką, ponieważ jego dar pochodzi od Boga, a boskich darów nie można ignorować. Janko od razu się zgodził i zmienił treść swojej modlitwy. Bardzo niedługo potem zaczął czuć się lepiej, po dwóch dniach wstał nawet samodzielnie z łóżka. Jego matka widząc to rzeczywiście przestała płakać, a kiedy chłopiec wydobrzał, śmiała się serdecznie całymi dniami i ściskała go bez okazji. Janko najmował się do różnych prac i odkładał każdy zarobiony grosz, oczywiście po odliczeniu pomocy dla matki. W końcu po paru latach odłożył na tyle dużo, że było go stać na miesiąc lekcji skrzypiec u wybitnego profesora w mieście. Ten zachwycił się jego talentem i protegował go do kolejnych nauczycieli, a także wystarał się o stypendia, dzięki którym Janko mógł dalej się szkolić.
I oto nadszedł ten moment. Janek stał w kulisach Teatru Ogólnoświatowego, by dwadzieścia lat po tym, jak otarł się o śmierć, wystąpić w mistrzowskim koncercie w największym teatrze świata. Przez szparę w kotarze widział siedzącą w pierwszym rzędzie matkę, której twarz lśniła od łez szczęścia. Usłyszał swoje nazwisko. Odetchnął głęboko i wszedł na scenę.