Pytanie postawione w tytule jest dużo bardziej złożone niżby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. W dzisiejszych czasach bardzo łatwo nam używać słów „bohater”, lub „zdrajca” zwłaszcza wobec osób żyjących w przeszłości, które nie mogą się już do takiej, lub innej oceny ustosunkować. Konrad Wallenrod, tytułowa postać jednej z najgłośniejszych powieści poetyckich Adama Mickiewicza, to postać, która co prawda istniała naprawdę, ale której losy zostały poetycko ubarwione przez wieszcza. Jego postępowanie do dzisiaj trudno jest rozwikłać dylemat, czy Wallenrod to postać pozytywna, czy jednak wręcz przeciwnie.
Co można by powiedzieć na obronę tezy, że Mickiewiczowski Konrad Wallenrod był bohaterem? Argumentem za zdecydowanie powinna być skala poświęcenia, jakiego musiał dokonać, by wprowadzić swój szaleńczy i desperacki plan w życie. Trzeba pamiętać, że – jeszcze wówczas znany pod starym nazwiskiem – Walter Alf był w sytuacji, z której mało kto chciałby rezygnować. Całkiem niedawno udało mu się uciec z niewoli wraz ze swoim starym przyjacielem i powiernikiem, Halbanem, i powrócić do ojczyzny, którą kochał, choć znał ją jedynie z pieśni i wierszy starego śpiewaka. W ojczyźnie szybko zdobył uznanie jako odważny rycerz i rozsądny człowiek, i było to uznanie m.in. w oczach samego księcia Kiejstuta. Co jednak najważniejsze, w córce księcia, Aldonie, odnalazł miłość, którą dziewczyna odwzajemniła. Młodzi szybko się pobrali i to właśnie wówczas, kiedy wspólne szczęśliwe życie wydawało się stać przed nimi otworem, na Litwę spadła nawałnica krzyżacka, pod której naporem obrona kraju zaczynała się łamać. Walter wiedział, że tylko on, jako człowiek wychowany wśród Krzyżaków jest w stanie rozsadzić zakon od środka. Na szali jednak była wysoka i dobra pozycja społeczna w kraju, szacunek ludzi, jakby nie patrzeć wygodne życie i przede wszystkim miłość. Mówiąc o Wallenrodzie trzeba mieć zawsze w pamięci, że mimo to wszystko zdecydował się jednak porzucić szczęście i poświęcić się dla ojczyzny.
Argumentów za odwrotną tezą też jest niemało. Można by bowiem powiedzieć, że bohaterstwo – owszem, ale na pewno nie za wszelką cenę. Zaś bohaterstwo Wallenroda nosiło znamiona właśnie bohaterstwa nie liczącego się z nikim, ani z niczym. Jego misja trwała całe dekady, w czasie których wielokrotnie musiał uwiarygadniać się w oczach Krzyżaków. Czynił to, bo wiedział, że tylko tak może wypełnić swoją misję. Wiązało się to jednak z krzywdzeniem własnych rodaków, których przecież tak bardzo kochał i tak mocno próbował chronić. Przypłacił to nieomal szaleństwem, ponieważ w nim samym rozdarcie moralne i nerwowe postępowało coraz dalej. Można powiedzieć, że do celu szedł po trupach i to po trupach ludzi, w imieniu których skazał się na banicję. Czy więc szlachetny cel usprawiedliwia nawet zbrodnie, które do niego prowadzą? W dodatku zbrodnie popełniane na własnych rodakach?
Konrad Wallenrod cierpiał przez bardzo długi czas. Oprócz trudów codzienności spędzanej wśród najgorszych wrogów musiał znosić również świadomość bycia zdrajcą w oczach Litwinów, a także fakt, że raz na zawsze stracił miłość swojego życia. Spowodowało to jego zgorzknienie i alienację, jednak nie wycofał się. Wiedział, że skoro jego życie i tak jest już spisane na straty, musi przynajmniej osiągnąć postawiony sobie cel. Cel ten zresztą w dużej mierze osiągnął, co ostatecznie przypłacił życiem. Myślę, że nie należy Konrada Wallenroda rozpatrywać w tak prostych kategoriach jak „bohater”, lub „zdrajca”, ponieważ świat nie jest czarno-biały i każdą sytuację należy rozpatrywać w całej jej złożoności, we wszystkich jej odcieniach.