„Obozowe zmory” – głód, choroby i śmierć – przedstawione w Innym świecie

Autor: Grzegorz Paczkowski

Jakby nie patrzeć, Inny świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego to powieść w dużej mierze dotycząca cierpienia. Więźniowie łagrów są poddawani torturom, są pozbawiani godności, żywności, są wykorzystywani do katorżniczej pracy, niekiedy bici i zabijani. Śmierć zajmuje w książce Grudzińskiego, który zresztą sam przeszedł przez wieloletni pobyt w łagrze, miejsce bardzo istotne, dlatego warto się przyjrzeć temu, jak jest przedstawiona. 

Jedną z najbardziej dokuczliwych metod torturowania więźniów w łagrach, było pozbawianie ich dostępu do jedzenia. Racje żywnościowe miały wyłącznie zapewnić przeżycie, nie mówiąc o daniu pracującym odpowiedniej ilości energii do pracy na mrozie przez kilkanaście godzin na dobę. Jedzenie było więc jednym z najbardziej pożądanych towarów. Żeby zdobyć kilka dodatkowych okruchów chleba, ciepły łyk zupy lub plaster wędliny, ludzie byli gotowi kraść, oszukiwać, bić czy donosić na siebie nawzajem. Głód bardzo dotkliwie łamał psychikę nawet najbardziej wytrwałych i twardych ludzi. Szczególnie boleśnie było to widać na przykładzie kobiet, które zaczynały uprawiać prostytucję, by zdobyć dodatkowe porcję pożywienia lub uniknąć ciężkiej pracy fizycznej. W cenie było również zajście w ciążę, lecz nie miało to wiele wspólnego z instynktem macierzyńskim, wiązało się natomiast z długim okresem zwolnienia z pracy. 

Głód, przemęczenie, złe warunki sanitarne, niemożność utrzymywania higieny osobistej, brak możliwości regeneracji i praca ponad siły. W takich warunkach nie trudno o różnego rodzaju choroby. Oprócz tych, które doprowadzały do zgonu z wycieńczenia, bardzo „popularna” wśród więźniów w łagrach była tzw. „kurza ślepota”. Była to szczególnie dokuczliwa dolegliwość, która polegała na utracie zmysłu wzroku wraz z zapadnięciem mroku. Dla chorego było to o tyle trudne, że zimą wstawało się długo przed wschodem, a wracało z pracy na długo po zachodzie słońca. Pozbawieni wzroku byli zdani na łaskę i niełaskę innych, co sprowadzało się do tego, że spadali na samo dno drabiny społecznej w obozie. Do tego dochodziły również choroby spowodowane złymi warunkami pracy (przemarznięcie, odmrożenia) lub ogólnym złym stanem zdrowia. Wielu więźniów okaleczało się, by chociaż na parę dni trafić do szpitala. Wielu jednak robiło to nieudolnie, co dyskwalifikowało ich z leczenia ambulatoryjnego, a ich rany, źle zabliźnione i zainfekowane, prowadziły do śmierci w męczarniach. 

Sama śmierć była w obozie codziennością. Psychika człowieka przebywającego w łagrze od dłuższego czasu była poddana tak destrukcyjnym wpływom, że widok czyjegoś umierania nie robił na nim większego wrażenia. Potrafiono wręcz wykorzystywać śmierć: pierwsi osadnicy nie zgłaszali zgonów swoich towarzyszy, żeby chociaż przez kilka dni korzystać z ich racji żywnościowych. Więźniowie wiedzieli, że śmierć może spotkać ich na każdym kroku, cały czas musieli więc pilnować się i walczyć o przetrwanie. Niektórzy jednak z braku sił popadali w zupełny amok i przestawali walczyć. Poddawali się biegowi wydarzeń, obojętnieli, wpadali w inercję. Prędzej czy później umierali, w wyniku chorób, od strzału wartownika, niekiedy sami odbierali sobie życie. 

Inny świat Gustawa Herlinga-Grudzieńskiego jest wstrząsającym świadectwem tego, jak bardzo człowiek potrafi zobojętnieć. Zobojętnieć na krzywdę własną i na cierpienie drugiego człowieka. Na niesprawiedliwość, podłość, wyzysk, upokorzenia, niewolę, a nawet na śmierć. 

Dodaj komentarz