Do dziś polskie wesela zachowały tradycję, w myśl której pierwszy taniec wieczoru należy do pary młodej. Dopiero później do zabawy na parkiecie mogą włączyć się inne pary. Tradycja ta, w nieco zmodyfikowanej wersji, żywa była wśród chłopstwa już w XIX wieku, co znalazło swoje odzwierciedlenie w najwybitniejszym polskim dziele poświęconym tematyce wsi – w powieści, pt. Chłopi, autorstwa Władysława Stanisława Reymonta.
W Chłopach mamy do czynienia ze ślubem i weselem głównego bohatera powieści, Macieja Boryny, najbogatszego chłopa we wsi Lipce, oraz Jagny Paczesiówny, trzykrotnie młodszej dziewczyny. Zarówno zaślubiny, jak i wesele obwarowane było pełną gamą tradycji, zwyczajów i obrzędów, nie tylko kościelnych, lecz także świeckich. Kiedy jedna wszyscy goście już zgromadzili się w domu matki panny młodej, Dominikowej, rozpoczęła się zabawa. Zwyczaj nakazywał, że zanim panna młoda zatańczy ze swoim mężem, musi zatańczyć przynajmniej przez chwilę z każdym mężczyzną zaproszonym na wesele. Jagna uwielbiała zabawę i taniec, więc uczyniła temu zwyczajowi zadość z prawdziwą rozkoszą. Była roześmiana i szczęśliwa, uwagę przykuwała nie tylko jej nietuzinkowa uroda, lecz także strój. Miała na sobie bieluteńką spódnicę, niebieski kaftanik i koszulę z bufiastymi rękawami, a w warkocze (których wbrew tradycji nie pozwoliła sobie obciąć) wplecione miała kolorowe wstążki.
Gdy Jagna obtańczyła już wszystkich weselników, natychmiast przy niej znalazł się Maciej Boryna, który nie mógł już doczekać się tańca ze swoją nową żoną. Od razu chwycił ją w pasie i porwał do szalonego tańca, który był zadziwiający, zważywszy, że gospodarz dobiegał już sześćdziesiątki. Tańczył jednak jak młodzieniec, aż sama Jagusia zaczęła w pewnym momencie słabnąć. Boryna jednak nie przerywał, wręcz zaczął przyspieszać, wprawiając małżonkę w coraz to nowsze i szybsze obroty i hołubce. Tempo ich tańca było tak nie spotykane, że ruch powietrza, jaki wytwarzali, gasił świece w pomieszczeniu. Ten taneczny amok powoli zaczął zarażać również inne pary, które dotąd otaczały parę młodą kołem. Ludzie zaczęli podrygiwać do rytmu, klaskać, aż w końcu wszyscy ruszyli na parkiet, by dać się ponieść coraz głośniejszej i szybszej muzyce. Cały dom wypełnił się szaleńczą zabawą, tańcem tak szybkim, że trudno było nieraz odróżnić jednego człowieka od drugiego. Odświętne ubrania weselników zlały się wówczas w piękną kolorową mozaikę.