Szedł pewnie, jak zresztą zawsze. jego krok dawał jasno do zrozumienia, że nie warto stawać mu na drodze. Przeszkody albo omijał, albo je niszczy. Był postrachem szkoły i kiedy szedł po jej korytarzach, wszyscy schodzili mu z drogi. Był ubrany w skórzaną kurtkę, zupełnie nieadekwatną do pogody na zewnątrz, oraz w bojówki i ciężkie skórzane buty. Wyglądał jakby wybierał się na heavy-metalowy koncert, a nie na lekcję francuskiego czy geografii.
W pewnym momencie, gdzieś w połowie korytarza, przystanął. Jego głowa wolno odwróciła się w lewą stronę, w kierunku okien. Tam stała Agatka, dziewczyna z drugiej klasy liceum, dwa lata młodsza od Postrachu Szkoły, o której wiedziano, że pochodzi z bardzo ubogiej rodziny, której nie stać na markowe ubrania.
– Co tam, młoda? – zagrzmiał jego głos, którego wszyscy mieli nadzieję nie usłyszeć. – Nadal w ciuchach po siostrze, co? – złośliwy uśmiech wykwitł mu na twarzy, a Agata spuściła wzrok i poprawiła szarą wypraną do cna bluzę. Kilku chłopaków, którzy szli za Szefem (bo ta nazywany był przez swoich kumpli) zarechotało jak troglodyci. Wzrok Szefa przespacerował się po korytarzu w poszukiwaniu kolejnej ofiary. Szybko ją znalazł. Był nim niski i słabe postury okularnik z klasy pierwszej, który w szkole był dopiero od tego semestru. Uwagę zwracały jego wielki i grube okulary, a także blond włosy zaczesane zawsze na lewą stronę. Szef przełknął ślinę.
– Ej, młody! Te twoje okulary mają funkcję robienia zdjęć? – Goryle za plecami Szefa wybuchnęli śmiechem. – Możesz sobie na przykład przybliżać albo oddalać to, na co patrzysz? Uważaj, żeby cię prąd nie poraził, bo wtedy ta twoja skomplikowana fryzurka się popsuje!
Korytarz w zasadzie umilkł. Słychać było na nim wyłącznie śmiech Szefa i jego kumpli, a także tłumienie rozbawienia przez niektórych tu i tam. Okularnik skulił się pod ścianą jeszcze bardziej. Szef czuł się coraz pewniej. Odnalazł wzrokiem jeszcze jednego chłopaka, który ze względu na jakąś ciężką chorobę był bardzo otyły. Zadrżał.
– Mamy zwycięzcę dzisiejszego plebiscytu! – Szef zagrzmiał, a jego kumple ucichli, przeczuwając kolejną eksplozję śmiechu. – Jaki miałeś ostatnio czas na setkę? Co robisz jak ucieka ci autobus, bo chyba do niego nie podbiegasz? Szacunek, że dałeś radę dostać się na drugie piętro…
Korytarz milczał. Kumple rżeli, Szef czuł, że triumfuje. W jego oczach wzbierała ekstaza. W pewnym momencie jednak, kiedy nabierał tchu, by wyrzucić z siebie kolejny stek bezeceństw, za jego plecami odezwał się cichy głos.
– Maciuś… – Wszyscy zwrócili wzrok w stronę, z którego dobiegł głos. Zamilkli nawet kumple Szefa. On sam jakby zamarł i odwrócił się powoli. Na przeciwko niego stała niziutka i niepozorna nauczycielka matematyki. Ubrana była w bardzo skromne ubrania, nosiła wielkie okulary, a jej postura zdradzała dość przysadzistą sylwetkę. – Maciuś, ładnie to tak śmiać się ze słabszych?
Szefa zamurowało. Jego kumple rozstąpili się tak, by nie stać pomiędzy nim a nauczycielką.
– Ja… ja… myślałem… – Szef nie mógł znaleźć słów. Spojrzenia, którymi obrzucali go uczniowie były coraz bardziej rozbawione.
– Maciusiu, przeszkadzają ci może moje okulary? Albo to, jak jestem ubrana? A może chciałbyś powiedzieć coś na temat mojej… sylwetki?
Na korytarzu dało się słyszeć chichot podziwu. Szef pobladł.
– Maciusiu, może następnym razem, zanim zaczniesz przyczepiać się do innych ludzi, upewnij się, że nauczyłeś się porządnie wzorów skróconego mnożenia, bo twoja ostatnia klasówka na to nie wskazuje. W tym momencie nauczycielka podniosła w ręku sprawdzian „Szefa”, na którym widniała czerwona ogromna jedynka. Tego było za dużo. Korytarz wybuchnął śmiechem, śmiechem zanosili się nawet kumple Szefa, a on sam zaczerwienił się i uciekł. To prawda, że człowiek lubi się śmiać. Z innych.