Ksiądz Jan Twardowski tworzył najbardziej znaną i popularną w Polsce poezję religijną. Opowiadała ona o problemach związanych ze światem, człowieczeństwem, przekazywała czytelnikom refleksje o codzienności i Bogu. Przy pomocy środków stylistycznych nadano im formę modlitwy, bije z nich także nawiązanie do tradycji franciszkańskiej. Twardowski często pisał o przyrodzie i zwierzętach, zachwycał się każdym, nawet najmniejszym istnieniem. Wiersz “Własnego kapłaństwa się boję” wydany został w zbiorze tekstów w roku 1959.
Spis treści
Własnego kapłaństwa się boję – analiza utworu i środki stylistyczne
W wierszu poeta posługuje się liryką bezpośrednią, co ujawnia się już w jego tytule. Podmiot liryczny posługuje się w tekście pierwszą osobą liczby pojedynczej, mówi: “boję”, “lękam”, “padam” “jadę” czy “biegnę”. Podmiot liryczny skraca więc dystans między sobą, a odbiorcą, dzieli się z czytelnikiem swoimi osobistymi przemyśleniami na temat wkroczenia w zupełnie nowy etap życia oraz wiary. Wiersz sprawia wrażenie monologu, brakuje w nim zwrotu do odbiorcy.
Budowa utworu jest prosta, bez podziału na strofy, jest to więc wiersz stychiczny. Zastosowano specyficzne rymy – tylko co drugi wers wiersza się rymuje. Cały utwór składa się raptem z dwunastu wersów, niemal nie pojawia się w nim również interpunkcja.
Poeta zastosował środki stylistyczne, takie jak epitety – “własnego”, “lipcowy”, “szary”, “przeogromna”. Określenia te nadają szczegółów sytuacji lirycznej, pozwalają lepiej nakreślić jej obraz. Użył także metafory, która subtelnie pogłębia poetyckość utworu (“przed kapłaństwem w proch padam”). W tekście odnaleźć też można anaforę – słowa powtarzające się na początku wersów. W tym przypadku chodzi tu o określenie “własnego”.
Własnego kapłaństwa się boję – interpretacja wiersza
Wiersz opowiada czytelnikowi – przy pomocy słów podmiotu lirycznego – o ostatnich chwilach młodego kleryka przed święceniami i rozpoczęciem drogi jako kapłan. Opowiada on o tym, jak w związku z tą wyjątkową dla niego chwilą się czuje.
Podmiot liryczny wyznaje w tekście, że czuje niepokój, obawę przed kapłaństwem, że jest w tym coś, co wzbudza jego lęk, a zarazem respekt. Są to odczucia typowe przed wielką, życiową zmianą, w trakcie której większość ludzi odczuwa stres i zdenerwowanie. Jak się okazuje przyszły ksiądz nie jest tutaj wyjątkiem, Jego odczucia są więc bardzo ludzkie, przyziemne, bez względu na ich powiązanie z Bogiem i kapłaństwem.
Podmiot liryczny opisuje dzień, w którym mają nastąpić święcenia – jest to szary, lipcowy poranek, podmiot wraz z innymi ludźmi jedzie tramwajem i biegnie ulicą – wszystko wydaje się bardzo zwyczajnie mimo tego, co już niedługo nastąpi. Widać tu różnicę między przeżyciami wewnętrznymi i zewnętrznymi – we wnętrzu podmiotu dzieje się wiele, pojawia się niepokój, jego życie zaraz się zmieni, ale nikt z otaczających go ludzi o tym nie wie. Dla nich to jest zwyczajny dzień, taka sama jak zwykle droga do pracy. Nikt nie domyśla się, co przeżywa siedząca obok nich osoba i jak wielkie wydarzenie zaraz nastąpi w jej rzeczywistości.
To właśnie ten moment, ten szary poranek wybiera w wierszu Bóg, by zamanifestować swoją obecność w życiu podmiotu lirycznego i napełnić go “mocą przeogromną”. Może to być wiara, siły potrzebne do odebrania święceń. Bóg jest w tym utworze sprawcą, siłą wyższą, powodem, dla którego podmiot liryczny zmienia swoje życie i zawierza je właśnie jemu.
Bóg nie porzuca swojego kapłana w chwili niepokoju i słabości, wręcz przeciwnie – przychodzi do niego, napełnia go siłą, dzięki której podmiot liryczny może stanąć na wysokości swojego zadania. Jest to dla podmiotu ogromna tajemnica, którą skrywa w duszy przed innymi i która wciąż go zadziwia, ale nie wątpi w nią. Wiersz przekazuje więc odbiorcy przesłanie, że to religia i Bóg są wsparciem i odpowiedzią, że zawsze przyjdą z pomocą w momencie zwątpienia i to w wierze powinno się szukać odpowiedzi.
W tekście następuje swoiste zmieszanie sacrum i profanum. Dochodzi do zderzenia dwóch światów – zwykłego, szarego dnia, nie wyróżniającego się w kalendarzu z ogromnym, podniosłym, wręcz metafizycznym doświadczeniem, jakim są dla podmiotu lirycznego święcenia. Okazuje się, że by to wydarzenie mogło się odbyć, wcześniej trzeba wykonać szereg bardzo przyziemnych czynności – wstać, wyjść z domu, iść ulicą, jechać tramwajem.
Dla podmiotu lirycznego jest to wyjątkowy dzień, to musi on zaakceptować fakt, że świat wokół działa tak jak co dzień, bez uwzględnienia jego niezwykłego przeżycia i że do pewnego momentu jest ono bardziej skierowane do wewnątrz niż na zewnątrz. Pokazuje to, że wiara jest doświadczeniem osobistym, intymnym, często niewidocznym dla innych osób, a Bóg dotyka każdego wierzącego człowieka indywidualnie.
Wiersz opowiada o bardzo osobistym doświadczeniu przyszłego księdza, który zaraz ma odebrać święcenia. Wyraża on jego niepokój z tym związany, który jest naturalny przy okazji wielkich życiowych wydarzeń i zmian. Tekst pokazuje też, że chociaż dla podmiotu jest to przeżycie wyjątkowe, to jest ono indywidualne, nie promieniuje na inne osoby, spotkane w tramwaju czy na ulicy. Poeta daje też do zrozumienia, że Bóg jest zawsze obecny przy nim, napełnia go siłą i prowadzi przez trudne, życiowe wyzwania.