Inny świat – dzień w łagrze (opis dnia pracy Gustawa)

Autor: Grzegorz Paczkowski

W powieści pt. Inny świat, Gustaw Herling-Grudziński dał niezwykłe, choć bardzo bolesne świadectwo swojego własnego pobytu w sowieckim łagrze w czasie II wojny światowej. W jego czasach była to powieść tak wstrząsająca, że osobom, które nie przeżyły obozów, nie chciało się w nią w ogóle wierzyć. Dziś wiemy, że oprócz wartości literackiej, dzieło to ma również wartość dokumentu historycznego. Dzięki tej książce wiemy, jak wyglądało codzienne życie przeciętnego więźnia sowieckiego łagru, ile niebezpieczeństw, tortur i zagrożeń czyhało na niego każdego dnia. Oto jak Gustaw (główny bohater powieści, którego możemy utożsamiać z autorem) opisywał swój przeciętny dzień w łagrze. 

Godzina 5.30

O godzinie 5.30 specjalnie wyznaczeni do tego więźniowie rozpoczynali pobudkę. Zwykle odpowiedzialnych było za to dwóch więźniów. Pierwszy z nich krzyczał i szarpał więźniów za elementy posłania. Drugi przechodził przez barak zaraz po nim, ale dobudzał więźniów w dużo spokojniejszy sposób. Rozpoczynał się proces wybudzania się osadzonych. Autor opisuje, że budzili się oni bardzo powoli, ich ciała były ociężałe, zesztywniałe i osłabione od niewystarczającej ilości snu, złego odżywiania, upodlenia psychicznego. W barakach rozlegały się przekleństwa i modlitwy, a potem każdy próbował oporządzić swoje ubranie tak, by wystarczyło na kolejny dzień ciężkiej pracy. 

Godzina 6.00

O godzinie 6.00 następował wymarsz na śniadanie. Wszyscy byli jeszcze zaspani i bardzo osłabieni. Narrator zwraca uwagę również na fakt, że o tej porze trudno było rozróżnić jednego więźnia od drugiego, tak bardzo podobni byli do siebie w półmroku budzącego się do życia dnia oraz przez wychudzenie i nędzę. Więźniowie w zależności od statusu, jaki mieli w obozie byli przyporządkowani do odpowiednich kotłów, w których przygotowywane były dla nich posiłki. W zależności od tego, jakie zadania pełnili, dostawali inne racje żywnościowe. 

Godzina 6.30

Po szybkim posiłku następował apel, czyli zgrupowanie więźniów przed wartownią i uformowanie ich w brygady. Każda brygada eskortowana była przez odpowiedniego wartownika do miejsca pracy, oczywiście po dokładnym przeliczeniu liczby ludzi. Kiedy wszystkie formalności były załatwione, następował wymarsz więźniów na miejsce pracy. 

Godzina 7.30

Droga na miejsce pracy zajmowała mniej więcej godzinę, chociaż zależało to oczywiście od odległości i od stanu brygady (jeśli było w nim więcej starszych lub słabszych więźniów, droga zajmowała więcej czasu). W porównaniu z czekającą więźniów pracą, droga na jej miejsce była traktowana jako wypoczynek, nawet jeśli trzeba było pokonać odcinki o długości siedmiu kilometrów. Później jednak należało przystąpić do ciężkiej pracy, której pierwsze kilka godzin było najcięższych, ponieważ więźniowie wiedzieli, że mają do przepracowania jeszcze cały dzień. 

Godzina 12.00

W południe następowała chwila przerwy w pracy. Ci, którym udawało się wyrobić normę, lub nawet ją przewyższyć, otrzymywali dodatkowy posiłek składający się z łyżki gorącej zupy i kromki chleba. Większość jednak nie otrzymywała tej dodatkowej porcji, w związku z czym spędzała przerwę paląc papierosy przy ognisku, siedząc tak, by nie widzieli jedzących. 

Godzina 17.00

Koniec pracy. Na dwie godziny przed oficjalnym zakończeniem robót, więźniowie wydawali się żywsi i bardziej energiczni, ponieważ wyczuwali już zbliżający się odpoczynek. Narrator wspomina, że niekiedy można było wyczuć nastrój nawet bliski wesołości. Należało jeszcze tylko dokończyć pracę i odstawić narzędzia. 

Około godziny 18.00 i później

Po pracy więźniowie w idealnym porządku – brygada za brygadą – powracali do obozu. Przed samym wejściem i upragnionym odpoczynkiem czekała ich jednak jeszcze rewizja. Jeśli przy którymś więźniu znaleziono choćby najmniejszą ukradzioną rzecz, poddawano go torturom na oczach wszystkich, a całą brygadę potrafiono trzymać na mrozie jeszcze przez wiele godzin. Jeśli jednak nie było tego rodzaju komplikacji, więźniów wpuszczano do zony i wydawano im posiłki, które najczęściej składały się z kilkuset gramów chleba oraz łyżki kaszy. 

Po posiłku nie pozostawało więźniom nic innego, jak tylko udać się na wymarzony odpoczynek, chociaż wiedzieli, że będą musieli spać w tych samych ubraniach, w których pracowali, na twardych pryczach, w dodatku w towarzystwie kilkudziesięciu innych ludzi. Byli jednak tak zmęczeni, że nawet taki nocleg wydawał im się zbawienny i oczekiwali go z wielkim utęsknieniem. 

Dodaj komentarz