– Trochę szkoda, co nie? – Karolcia siedziała na ławce i dłubała patykiem w piasku.
– Trochę tak – odrzekł Piotr wpatrując się w bliżej niesprecyzowaną przestrzeń.
Siedzieli tak od godziny, od czasu do czasu tylko odzywając się do siebie. Właściwie to nie od godziny, tylko od kilku dni, odkąd zniknął niebieski koralik. Początkową euforię wywołaną spełnieniem się życzeń wszystkich na osiedlu, zastąpił teraz jakiś dziwny brak, tęsknota, żal.
– Tyle jeszcze dobrych rzeczy można by było zrobić – marzyła Karolcia.
– Bardzo dużo – odpowiedział Piotrek nieobecnym głosem.
Obojgu było szkoda, że już nie mają magicznego przedmiotu i nie mogą dokonywać cudownych rzeczy, ale również, że nie mogą się bawić tak, jak do tego przywykli. Nie mogli już latać, nie mogli stawać się niewidzialni i płatać figli w centrum handlowym. Z tej perspektywy zwykła zabawa z chowanego czy w berka, nie przedstawiała już większej wartości. Piotrek i Karolcia po prostu trochę już dojrzeli.
Nagle podszedł do nich pewien mężczyzna. Był bardzo wysoki, szczupły i niezwykle elegancko ubrany. Miał frak, w ręku gustowną laseczkę, a na głowie wysoki cylinder. Jego twarz zdradzała, że był już podeszły wieku, lecz jego krok nadal był gibki.
– Czy mam do czynienia z panną Karolcią oraz paniczem Piotrem? – zapytał mężczyzna.
Karolcia i Piotr spojrzeli na siebie nawzajem z rozdziawionymi ustami.
– Tak, ale my nie rozmawiamy z nieznajomymi – Piotr pierwszy otrząsnął się z szoku. Zareagował odpowiedzialnie, choć było dopiero koło południa, a oni siedzieli na ławce pod swoim blokiem, z okien którego od czasu do czasu wyglądali ich rodzice.
– To naturalne – rzekł mężczyzna. – Dlatego nie zamierzam być natarczywy i długo zabierać państwa uwagi, jako że jestem tylko kurierem.
– Kurierem? – zdziwiła się Karolcia na głos.
– Tak. Posłano mnie z pewnego niecodziennego departamentu, który jest pod wrażeniem waszych ostatnich dokonań – mówiąc to mężczyzna, wyjął zza pazuchy małą sakiewkę i położył ją na ławce pomiędzy dziećmi. – Tyle z mojej strony – powiedział, po czym rozpłynął się w powietrzu.
Karolcia i Piotrek patrzyli na siebie oniemiali. Zastanawiali się co to może być.
– Nie możemy tego otworzyć, to może być bomba – ostrzegł Piotrek.
– Wiem, najlepiej od razu chodźmy po rodziców. – Zerwała się z miejsca, lecz poła jej sukienki zahaczyła o tajemniczą sakiewkę, która upadła na ziemię i z której wysypało się mnóstwo niebieskich koralików.