W pojedynkę dużo trudniej znosić nam przeciwności losu, zwłaszcza, gdy przybierają apokaliptyczne rozmiary. Dlatego też zawsze, kiedy dane społeczeństwo spotyka jakaś tragedia, jego członkowie przeważnie wykazują ogromną solidarność, by wspólnie jak najszybciej zażegnać kryzys. Zdarzają się oczywiście wyjątki, które na cierpieniu innych próbują ubić swój własny interes, jednak są to incydenty, a poprawnie myślący i czujący ludzie zachowują się zupełnie inaczej.
Dżuma Alberta Camusa opowiada właśnie o takiej chwili – chwili sprawdzianu dla członków konkretnego społeczeństwa. Mieszkańcy Oranu muszą zmierzyć się z epidemią tytułowej choroby, która błyskawicznie się rozprzestrzenia i zbiera śmiertelne żniwo. W pojedynkę nikt nie miałby szans na ratunek. Jednak społeczeństwo Oranu zdaje ten egzamin. Ludzie potrafią się zmobilizować, zjednoczyć. Są solidarni, ponieważ wiedzą, że tylko wspólnie pracując nad pokonaniem choroby, mogą przetrwać. Organizują specjalne grupy, w których ludzie z narażeniem życia poświęcają się pielęgnując chorych, organizując tymczasowe szpitale. Solidarność grupowa opiera się jednak na poświęceniu jednostek.
Przykładem świeci główny bohater powieści – doktor Bernard Rieux, który z godną podziwu rzetelnością i skromnością poświęca się swojej pracy. Nie uważa się za bohatera, wykonuje po prostu swój zawód, pragnie uratować jak najwięcej chorych. Na pochwałę zasługują również takie postaci jak Raymond Rambert, czy ksiądz Paneloux. Pierwszy z nich nie pochodził z Oranu i gdy tylko miasto zostało odizolowane, próbował wydostać się z niego nielegalnie. Był egoistą i myślał tylko o własnym szczęściu, jednak ostatecznie poczuł solidarność z mieszkańcami zadżumionego miasta i przyłączył się do pomocy.
Ojciec Paneloux na początku dystansował się od wiernych, stawiał się w opozycji do nich. Uważał epidemię za karę bożą i jedyny ratunek widział w modlitwie i pokucie. Kiedy jednak te metody okazały się nieskuteczne, przejrzał na oczy i włączył się w organizację realnej pomocy. Można powiedzieć, że mieszkańcy Oranu przetrwali epidemię wyłącznie dzięki swojej solidarności.
Zagrożeniem dla wielu społeczeństw była bez wątpienia II wojna światowa. Doświadczyli tego bohaterowie Kamieni na szaniec Aleksandra Kamińskiego. Byli oni członkami organizacji dywersyjnych, działali na szkodę niemieckiego okupanta. Ich skuteczność polegała w głównej mierze właśnie na solidarności.
Walka z nazistami i ochrona towarzyszy broni były dla tych młodych ludzi wartościami najwyższymi. Każdy z nich musiał być pewny swoich współpracowników, tylko wówczas można było liczyć na sukces w czasie akcji, które można było nieraz przypłacić życiem. W czasie pokoju, sytuacja społeczna nie wymaga aż tak dalece posuniętych aktów odwagi, zaufania, odpowiedzialności i właśnie solidarności. Przyjaciele Rudego od razu rzucili się na ratunek, gdy ten został aresztowany przez gestapo. Po raz kolejny więc, to właśnie zagrożenie wywołało w tych młodych ludziach wielkie pokłady solidarności.
Mówi się, że nic tak nie spaja, jak wspólnie przeżyte niebezpieczeństwo. W trudnych chwilach trudno jest zachować zimną krew, zwłaszcza gdy sytuacja dotyczy milionów ludzi. Zarówno w literaturze, jak i w historii znajdujemy jednak dowody na to, że poczucie wspólnoty znacznie pomaga osiągnąć sukces. Przykładem na to może być np. powstanie NSZZ „Solidarność” w Polsce w latach ’80, które przyczyniło się do obalenia w naszym kraju rządów komunistycznych.