Księga Koheleta to jedna z najważniejszych części Pisma Świętego Starego Testamentu. Są w niej bowiem zawarte uniwersalne refleksje na temat życia, śmierci i przemijania, a także jednostki ludzkiej umieszczonej pomiędzy tymi zjawiskami. Do dziś obecne jest w języku potocznym sformułowanie „marność nad marnościami i wszystko marność”, lecz nie wszyscy pamiętają, że pochodzi ono właśnie z Księgi Koheleta.
Każdy, kto żyje przez wiele lat na ziemi, doświadcza przemijania. Dzień zawsze następuje po nocy i odwrotnie. Niezachwiana jest kolejność pór roku, każde życie ma swój nieodwracalny cykl od narodzin do śmierci. To właśnie główna wyjściowa teza Księgi Koheleta. Dalsze rozważania autora dowodzą, że nie ma na świecie ani jednej rzeczy, która byłaby trwała, która stanowiłaby fundament, na którym człowiek mógłby oprzeć swoje istnienie. Każdy aspekt życia – nie tylko przyroda, lecz także uroda, mądrość, miłość – podlega przemijaniu i nic nie trwa wiecznie.
Z odpowiednio więc dalekiej perspektywy każda namiętność, wielkie wojny, kolosalne budowle, piękne książki i obrazy – wszystko to jest zaledwie pyłkiem na osi czasu historii i może zostać zdmuchnięte przez wiatr w każdej chwili. Wszystko jest więc marnością i do niczego nie warto się przywiązywać. Nie jest to jednak wbrew pozorom sformułowanie pesymistyczne.
Autor dowodzi, że istnieje Bóg, który ma dla każdego człowieka plan. Planu tego człowiek nie musi, a wręcz nie może zrozumieć. Życie na ziemi jest pewnym etapem przejściowym istnienia każdego z nas. Nie ma więc nawet sensu przywiązywanie się do jakichkolwiek rzeczy ziemskich, ponieważ prędzej czy później je utracimy. Ma to wiele zalet: nie należy również przywiązywać się do poczucia winy, poczucia niedoskonałości, żalu, tęsknoty i wielu innych negatywnych odczuć, które towarzyszą nam na co dzień. One również miną. Wszelkie rzeczy doczesne stanowią jedynie tło, scenografię świata, w którym Bóg sprawdza, jakimi jesteśmy ludźmi. Należy więc owego świata używać i próbować cieszyć się małymi rzeczami, a także nie przejmować się niepowodzeniami, ponieważ dla Boga liczy się tylko czystość naszej duszy.
To, że w ostatecznym rozrachunku liczy się wyłącznie wnętrze człowieka, a nie jego „światowe” osiągnięcia, pokazane zostało również przez Alberta Camusa w powieści Dżuma. Miasto Oran zostało dotknięte epidemią i odizolowane od wiata zewnętrznego, tworząc swoisty mikrokosmos, w którym można było obserwować różnorodne postawy ludzkie. Bohaterowie musieli zrozumieć, że to nie świat zewnętrzny stanowi wartość ich życia, lecz to, w jaki sposób odnosić się będą do cierpienia drugiego człowieka.
Camus przedstawia między innymi doktora Bernarda Rieux, który poświęca całego siebie ratowaniu innych. Nie robi tego jednak z chęci bycia bohaterem, lecz z poczucia odpowiedzialności i misyjności swojego zawodu. Z kolei duchowny, ojciec Paneloux, na początku epidemii grzmi z ambony, że dżuma jest karą boską i że przeciwdziałać jej można jedynie modlitwą. Z czasem jednak i on rozumie, że w duchowieństwie nie chodzi o to, by oskarżać ludzi o brak bojaźni bożej, tylko żeby pomóc im przetrwać trudności życiowe. Sam zaczyna pomagać chorym jako ochotnik.
Wszystkim bohaterom Dżumy, epidemia wyraźnie uświadomiła, że życie doczesne, cały świat jest rzeczą przemijalną, którą można stracić w mgnieniu oka. Nie należy się więc zbytnio do tego świata przyzwyczajać, ponieważ jest on „marnością”, która zaraz zniknie, a my będziemy kontynuować nasze istnienie być może w innym wymiarze.