– I co teraz? – zawołałem w panice.
Obaj z Pinokiem byliśmy splątani siatką – wpadliśmy w pułapkę, chcąc dostać się do skarbu księcia Baligroda. Mieliśmy za swoje. Po chwili moja panika wzrosła jeszcze bardziej, ponieważ ściany ciasnego tunelu, w którym zostaliśmy unieruchomieni, zaczęły się powoli poruszać ku sobie.
– Pinokio, co teraz?! – zawołałem po raz kolejny, dając tym samym znać, że moja zimna krew już dawno ulotniła się z moich żył. To prawda. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa, mimo że myślałem, że jestem bardziej odporny na stres. Byłem zdany na drewnianego pajacyka, którego do tej pory nie doceniałem, i z którego żartowałem co i rusz.
Owszem, widziałem, że tuż przy drzwiach jest guzik, który mógłby wyłączyć mechanizm, kierujący zwężaniem się tunelu, ale nie było szansy na to, żeby któryś z nas tam dosięgnął, ponieważ byliśmy skrępowani ciężką, metalową siatką.
– Słońce krąży wokół Ziemi – wrzasnął w końcu Pinokio. Zmartwiałem. Pomyślałem, że pajacyk ze stresu stracił zmysły i o szansa na to, że chociaż on znajdzie rozwiązanie naszego problemu, właśnie przepadła.
– Sól jest słodka, a cukier gorzki – zawołał po raz kolejny Pinokio, a ja byłem bliski płaczu. Zauważyłem jednak, że jego nos wydłużał się. Była to jego znana przypadłość. Tylko dlaczego wygadywał te głupstwa…
– Dwa plus dwa równa się sto osiemdziesiąt dziewięć, w zimie jest ciepło, woda jest sucha, a ziemia łaska – Pinokio zdawał się oszalały. Wywrzaskiwał kolejne nieprawdziwe rewelacje i nie zwracał uwagi na moją rozpacz. Jego nos rósł z każdą chwilą. W pewnym momencie mnie olśniło i roześmiałem się przez łzy. Pinokio był geniuszem i od początku wiedział, co chce zrobić.
– Południe jest na górze mapy, ludzkość zna całe dno wszystkich oceanów, delfiny to ryby! – Nos Pinokia wydłużył się na tyle, że był w stanie dotknął guzika przy wrotach, co pajacyk uczynił. Alarm ucichł, a ściany zatrzymały się. Siatka również rozluźniła się na nas i mogliśmy się z niej wyplątać. Tym razem płakałem ze szczęścia, nie mogłem w to uwierzyć. Pinokio jednak nie stracił zimnej krwi.
– Szybko, nie mamy dużo czasu!
Pomógł mi wyplątać się z sieci i wstać. Puściliśmy się biegiem wąski tunelem o wyjścia z podziemi pałacu. Nie chcieliśmy już żadnego skarbu, pragnęliśmy tylko powrotu do domu. W ten właśnie sposób mały drewniany pajacyk Pinokio po raz kolejny ocalił mi życie.