Marek Winicjusz szedł przodem, a ja podążałem krok w krok za nim. Co chwila oglądał się, czy nadążam za jego szybkim żołnierskim krokiem. Był zaskakująco spokojny, jak na sytuację, w której uczestniczyliśmy. Widać było po nim zimną krew i nerwy ze stali, które wypracował w czasie wielu wypraw wojennych. Jakże innym był teraz człowiekiem! Jednak, kiedy trzeba było, odzywały się w nim dawne instynkty, które teraz mógł wykorzystać w zupełnie inny sposób.
Nie pamiętam, jak znalazłem się w domu Marka Winicjusza, lecz w tym momencie nie miało to najmniejszego znaczenia. Siedzieliśmy w jego przestronnym salonie, kiedy jeden z niewolników przyniósł wiadomość, że do domu zbliża się oddział pretorianów.
– Na Boga! – krzyknął Winicjusz podrywając się w miejsca. – Wiedziałem, że to się stanie, ale nie sądziłem, że tak szybko!
– Co się stanie, Marku? – zapytałem zdezorientowany.
– Wiedziałem, że Neron zorientuje się, że przeszedłem na chrześcijaństwo i postanowi mnie aresztować. Nie mogę sobie na to pozwolić, zwłaszcza teraz, gdy Ligia z Ursusem wyjechali już na Sycylię, a ja za chwilę mam do nich dołączyć, byśmy mogli żyć szczęśliwie.
– Co zrobimy? – krzyknąłem, ponieważ udzieliły mi się emocje chwili.
– Naszym celem jest wymknąć się z pułapki – rzekł podniośle Winicjusz, po czym zwrócił się do niewolnika: – Stań przy drzwiach i spróbuj jak najdłużej zatrzymać tam pretorianów. Zagaduj dowódcę, na początku na pewno nie będą chcieli wejść do domu siłą, więc zyskamy trochę czasu.
– Tak jest, mój panie! – mężczyzna ukłonił się i odbiegł wgłąb domu.
– Ty chodź za mną! – zwrócił się do mnie i ruszył pewnym krokiem w kierunku ściany, gdzie okazały się tkwić ukryte drzwi. Winicjusz kazał zamknąć mi je za sobą dokładnie i weszliśmy do wąskiego korytarza, którym teraz szliśmy. Natrafiliśmy na stopnie, prowadzące w dół. Kiedy zeszliśmy po nich, naszym oczom ukazało się mętne światło. Na zewnątrz panował już półmrok wieczoru. Znaleźliśmy się w niewielkiej wiacie wielkości średniego pokoju, która była niemożliwa do zauważenia od strony ulicy ze względu na bujnie rosnący dokoła bluszcz oraz gałęzie drzewa oliwnego. W wiacie stał już rydwan zaprzężony w dwa konie, które za uzdy trzymał kolejny niewolnik.
– W Rzymie każdy wyższy rangą żołnierz musi mieć zawsze opracowany plan szybkiej ucieczki – wyjaśnił Winicjusz, widząc moje zdumienie. – Wskakuj, nie mamy czasu!
W tym momencie doszły do nas dźwięki zamieszania z góry domu. Widocznie pretorianie okazali się niecierpliwi i wtargnęli do salonu siłą. W tej samej jednak chwili, Winicjusz chwycił wodze i poderwał rydwan od razu do pełnego galopu. Wyskoczyliśmy na pustą o tej porze ulicę i pognaliśmy w dół ku dzielnicom, które nie tak dawno temu uległy spaleniu. Ze strachu i z podekscytowania trzymałem się kurczowo poręczy rydwanu, w czasie kiedy Winicjusz manewrował pędzącym z oszalałą prędkością pojazdem.