– Nie, Kajko, mój najlepszy przyjacielu, proszę cię, nie, to nie jest potrzebne, już mnie tak nie boli! – Kokosz stanął jak wryty dosłownie kilka kroków przed wejściem do gabinetu dentystycznego. Kajko, jego najlepszy przyjaciel, charakteryzował się potęgą posiadanego intelektu, jednak znacznie drobniejszą posturą. Ktoś, kto zobaczyłby ich w tym momencie, mógłby pęknąć ze śmiechu. Kajko bowiem trzymał Kokosza za ramię i ciągnął go w stronę wejścia do gabinetu dentystycznego, jego kompan jednak bez trudu opierał się temu gestowi, po prostu przechylając się lekko do tyłu i przeważając Kajkę swoim ciężarem.
– Przestań się opierać, nic ci się nie stanie, to tylko rutynowa kontrola u lekarza! – Wołał z wysiłkiem Kajko.
– Dobra,dobra, już stąd słyszę świst wierteł! – Kokosz przestał oszukiwać i dał wyraz prawdziwym powodom swojej frustracji. – Wiesz, jak bardzo boję się wierteł.
Kajko zaniechał próżnego trudu.
– Bolał cię ząb – zaczął powoli, lekko dysząc. – Chciałeś, żebym ci pomógł, bo eliksir przeciwbólowy nie działał. Jedyną drogą jest wizyta u dentysty. To na pewno coś błahego, co da się naprawić w kilka chwil, a ty nawet tego nie poczujesz. Przecież tych wierteł nie używa się do każdego zabiegu.
Kokosz nadal nie wyglądał na przekonanego i nie ruszył się z miejsca ani na krok. Kajko postanowił więc uciec się do podstępu.
– Dobra, przyjacielu, nie pozostawiasz mi wyboru. Obiecuję ci, że jeśli odważnie i bez żadnego jęknięcia zniesiesz tę wizytę, to w drodze powrotnej zafunduję ci najlepszy i największy stek, jaki tylko można dostać w okolicy. Dodatkowo zamówię ci taką ilości lemoniady, jakiej nie będziesz w stanie wypić, a to wszystko poprawię jeszcze pysznym deserem. Co ty na to?
W miarę mówienia twarz Kokosza się rozjaśniała, a oczy zaczynały błyszczeć. Podciągnął chwacko swój słowiański pas i odsuwając Kajkę na bok, wmaszerował prężnym krokiem do gabinetu.
Zachęta Kajki podziałała, Kokosz przez całą wizytę nawet nie pisnął, mimo że pani doktor używała wszystkich wierteł, których wcześniej tak się bał. Gdy podniósł się z fotela, jego twarz była zbolała, ale oddawała również stan szczęścia, że najgorsze ma już za sobą, a teraz przed nim wyłącznie przyjemności. Kiedy obaj wojowie podziękowali już pani doktor i kierowali się do wyjścia z gabinetu, dentystka odwróciła się do nich i zawołała na odchodnym:
– Aha, drogi panie Kokoszu, jeszcze jedno zalecenie, o którym prawie bym zapomniała. Nałożyłam panu na zęby specjalny lek,jednak, żeby działał w odpowiedni sposób, nie może pan niczego jeść ani pić przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny. Do widzenia!
Kokosz wybałuszył oczy na Kajka, a ten uśmiechnął się tylko bezradnie i wzruszył ramionami, po czym zaczął biec, uciekając przed wściekłym Kokoszem.