O Bilbo Bagginsie można było powiedzieć bardzo dużo rzeczy, ale nie to, że nie widział i nie zwiedził bardzo wielu miejsc. Znał przecież idylliczne i rodzinne Shire, przyjazną, gościnną i harmonijną krainę elfów, Rivendell, ale także mroczne Góry Mgliste z ich nieskończonymi korytarzami i sztolniami, a także Mroczną Puszczę. Widział naprawdę wiele miejsc, więc nie można się dziwić, że trudno byłoby zaskoczyć poczciwego hobbita nazwą miejscowości, w której nie był, lub o której nie słyszał. Tymczasem jest takie miejsce, tzn. takie, w którym nie był, ponieważ usłyszał o nim pod koniec swojego życia, kiedy nie był już w stanie wybrać się w daleką podróż.
Miejsce to nazywało się Zagajnikiem Marzeń i trudno się dziwić, że Bilbo w swoich niezliczonych wędrówkach nie natrafił na to miejsce. Było ono bowiem w ówczesnym świecie mało znane i rzadko który kartograf był na tyle pilny, by umieścić je na mapie. Była to kraina nieduża, leżąca na daleko wysuniętym cyplu Śródziemia, bardzo niedaleko brzegu oceanu. Jej mieszkańcy zresztą nie mieli ochoty ingerować w to, że mało kto wie o istnieniu ich małego kraiku. Nie był to w zasadzie kraj, lecz pewien obszar w dolinie, pomiędzy dwoma wysokimi górami. Nie zamieszkiwało jej wielu ludzi, lecz ci którzy tam żyli wiedzieli, że napływ ludzi, mógłby zniszczyć piękno Zagajnika Marzeń, który zresztą nazywał się tak nie przez przypadek.
Było to niewielkie miejsce, które wzdłuż można było przejść w ciągu dnia niespiesznym krokiem. Całość zarośnięta była rzadkim, ale bujnym i przepięknym lasem. Pośród drzew stały z rzadka porozrzucane szałasy, w których mieszkała nieliczna społeczność. Byli to zarówno ludzie, jak i elfy, ale była to grupa tak odizolowana od świata zewnętrznego, że podział na rasy przestał mieć tam już dawno jakiekolwiek znaczenie. Specyficzne umiejscowienie Zagajnika pomiędzy górami było odpowiedzialne za specyficzny klimat, który wykształcił się na tym małym kawałku ziemi. Było tam zawsze ciepło, ale nie gorąco. Dzięki temu rośliny, drzewa i kwiaty, cały czas kwitły. Wieczny urodzaj cieszył mieszkańców, którzy żyli w zgodzie z przyrodą i z sobą nawzajem.
Wszyscy posługiwali się tam delikatną magią, która skrzyła się w powietrzu niczym drobny złocisty kurz. Używano jej głównie do leczenia przypadkowych skaleczeń czy do ułatwiania sobie upraw czy prac porządkowych. Każdy, kto chociaż na krótką chwilę wstąpił do Zagajnika Marzeń stawał się istotą dużo szczęśliwszą, a jego dawne problemy nagle traciły na znaczeniu. Mało kto chciał stąd odejść. Mieszkańcy Zagajnika chętnie przyjmowali nowych mieszkańców, ponieważ wiadomo było, że prawdopodobnie zostaną tu na zawsze, a dodatkowa para rąk do pracy była zawsze w cenie, chociaż ta nie stanowiła głównego zajęcia Zagajniczan. Skupiali się oni na kontemplacji przyrody, miłości, wzajemnej pomocy i zabawie.
Naprawdę bardzo szkoda, że Bilbo Baggins nie trafił nigdy do tej krainy, ponieważ mogłoby się okazać, że to właśnie tu postanowiłby dożyć swoich dni ciesząc się słońcem, ciepłem, wieczną wiosną i satysfakcjonującym, obfitującym w niezwykłe przygody życiem.