Rozdzióbią nas kruki, wrony… to przykład literatury naturalistycznej, bardzo popularnej w Europie na przełomie XIX i XX wieku. Stefan Żeromski użył tutaj bardzo brutalnych środków do opisania brutalnego morderstwa dokonanego przez żołnierzy carskich na powstańcu styczniowym. Symboliczne gromady wron i kruków skuszonych padliną podkreślają, że nawet po śmierci nikt nie uszanuje zwłok powstańców. Można powiedzieć, że to przecież tylko zwierzęta. Tak, ale zaraz po nich przychodzi również i człowiek, a w zasadzie „ludzka hiena”. Ten nie zastanawia się nawet – rabuje co tylko się da. Nie grzebie swojego – najprawdopodobniej – rodaka, spycha go jedynie do pobliskiej brudnej i zalanej piwnicy, w dodatku razem z truchłem zwierzęcia do połowy zjedzonego przez ptactwo, a do połowy obdartego ze skóry.
Całe to opowiadanie jest makabryczne zarówno pod względem treści, jak i w wymiarze symbolicznym. Podkreśla ono wagę przegranego powstania. Zwraca uwagę na to, że powstańcy dysponowali siłami nieproporcjonalnie mniejszymi od sił nieprzyjaciela i że w dużej mierze zdawali sobie z tego sprawę. Nie mieli szans tak, jak Szymon Winrych nie miał szans w ucieczce przed rosyjskim oddziałem. Jeszcze gorsze jednak jest to, że kiedy powstańcy poniosą już ostateczną klęskę, to i tak nie będzie to oznaczało końca kaźni narodu polskiego. Powstańcy nie doczekają się mogił, ich martwe ciała zostaną rozszarpane przez padlinożerne ptactwo, a to co zostanie, choćby był to tylko strzęp ubrania, zostanie rozkradzione przez ludzi. Opowiadanie Stefana Żeromskiego, w czasach, w których powstało, miało zapewne być wyrazem rozpaczy po kolejnym nieudanym zrywie wolnościowym. Sam autor wszak należał do pokolenia urodzonego tuż po powstaniu i wychowywanego w cieniu jego upadku.