Chyba każdy człowiek, który miał choćby pobieżny kontakt z historią literatury polskiej, słyszał o „chocholim tańcu” pochodzącym z Wesela Stanisława Wyspiańskiego. Samo sformułowanie weszło do języka potocznego i z powodzeniem funkcjonuje w nim do dziś. Warto więc dowiedzieć się, skąd się wzięło, ponieważ jego początek leży w jednej z najbardziej legendarnych scen w polskim dramacie.
Chochoł to słowo, które samo w sobie oznacza po prostu zwykłą słomianą osnowę stosowaną od dawna w sadownictwie, by ochronić mniejsze rośliny oraz krzewy przed chłodem jesienią i zimą. Nic więc dziwnego, że chochoła można zaobserwować również przed bronowicką chatą, w której odbywa się tytułowe wesele, ponieważ wiadomo, że jest wówczas głęboka jesień, listopad. W dramacie chochoł jednak staje się żyjącą postacią i przez Poetę oraz Pana Młodego zostaje w tej formie zaproszony w pewnym momencie do zabawy. Niestety w wyniku nieporozumienia, równie prędko zostaje z niej wyproszony, co wzbudza jego wielki gniew wobec weselników. Chochoł rzuca na zebranych gości zaklęcie, co powoduje to, iż niektórzy z nich doświadczają widzeń zjaw. Od tego momentu dramat obyczajowy przechodzi w dramat narodowo-symboliczny.
Zjawy, które pojawiają się po kolei na weselu odpowiadają największym nadziejom, fascynacjom, lękom i niepokojom, które reprezentują zarówno goście z miasta, jak i chłopi. Wprowadza to zamęt i niespodziewaną gorączkę patriotyczną. W kulminacyjnej scenie dramatu Chochoł otumania gości weselnych jeszcze mocniej za pomocą tajemniczej, magicznej muzyki, która wydobywa się nie wiadomo do końca skąd, jakby spod ziemi. Muzyka ta odbiera ludziom zmysły już i tak nadwątlone wizjami, całonocną zabawą i alkoholem. Zaczynają oni przedziwnie tańczyć, wykonują ruchy nie pasujące do żadnego standardowego tańca. To co robią jest irracjonalne, obłędne, bezsensowne i bezcelowe. Nie jest to już zabawa, tylko amok ludzi opętanych zaklętą chocholą muzyką.
Chocholi taniec ma w dramacie Wyspiańskiego kilka znaczeń niedosłownych, symbolicznych. Pierwsze z nich jest takie, że ów dziwaczny taniec odzwierciedlać ma w istocie bezradność Polaków wobec własnego losu narodowego. Są ulegli, bezsilni, otumanieni, nie mają już żadnej kontroli nad własnym życiem, własną ojczyzną. Ich zmysły przyćmione są metafizycznym urokiem, o którym trudno powiedzieć czy istnieje naprawdę, a mimo to nie są w stanie pokonać nawet tej przeszkody. Jedyne na co ich stać to zagłuszanie własnej wewnętrznej pustki i duchowego upadku szaleńczym tańcem.
Niektórzy jednak w chocholim tańcu gości weselnych w dramacie Wyspiańskiego doszukują się przewrotnej oznaki nadziei. Wziąwszy pod uwagę, że chochoł ochrania rośliny przez jesiennym i zimowym chłodem, odnoszą oni wrażenie, że właśnie naród polski jest rośliną, która znajduje się pod przykryciem, ale jest to tylko chwila, przejściowa sytuacja. Niedługo bowiem przyjdzie wiosna i Polska tak jak wszystkie rośliny odżyje i zalśni piękniej niż do tej pory.
Finałowa scena Wesela to jedna z najbogatszych semantycznie scen w dramacie polskim, nad interpretacją której zastanawiało się już wiele pokoleń badaczy i filologów. Powyżej podaliśmy tylko najbardziej oczywiste znaczenia, jednak w przypadku tak symbolicznego dzieła jak Wesele można być pewnym, że jest ich tam dużo więcej. Każdy czytelnik lub widz w teatrze ma szanse zinterpretować finał najważniejszego polskiego dramatu modernistycznego we własny sposób.