Lilije – interpretacja

Autor: Paula Halik

Adam Mickiewicz to jeden z najsłynniejszych polskich poetów epoki romantyzmu, jeden z wielkich Trzech Wieszczy (obok J. Słowackiego oraz Z. Krasińskiego). W swojej twórczości odwoływał się do motywów ludowych opowieści, czego przykładem jest między innymi utwór Lilije, pochodzący ze zbioru Ballady i romanse.

Lilije – tekst

Zbrodnia to niesłychana,
Pani zabija pana.
Zabiwszy grzebie w gaju,
Na łączce przy ruczaju,
Grób liliją zasiewa,
Zasiewając tak śpiewa:
«Rośnij kwiecie wysoko,
Jak pan leży głęboko;
Jak pan leży głęboko,
Tak ty rośnij wysoko».

  Potem cała skrwawiona,
Męża zbójczyni żona,
Bieży przez łąki, przez knieje,
I górą, i dołem, i górą.
Zmrok pada, wietrzyk wieje;
Ciemno, wietrzno, ponuro.
Wrona gdzieniegdzie kracze,
I puchają puchacze.

  Bieży w dół do strumyka,
Gdzie stary rośnie buk,
Do chatki pustelnika
Stuk stuk, stuk stuk!

  «Kto tam?» Spadła zapora,
Wychodzi starzec, świeci;
Pani na kształt upiora
Z krzykiem do chatki leci.
Ha! ha! zsiniałe usta,
Oczy przewraca w słup,
Drżąca, zbladła jak chusta:
«Ha! mąż, ha! trup!»

  «Niewiasto, Pan Bóg z tobą!
Co ciebie tutaj niesie?
Wieczorną, słotną dobą,
Co robisz sama w lesie?»

  — «Tu za lasem, za stawem,
Błyszczą mych zamków ściany,
Mąż z królem Bolesławem
Poszedł na Kijowiany.

  Lato za latem bieży,
Nie masz go z bojowiska,
Ja młoda śród młodzieży,
A droga cnoty śliska!
Nie dochowałam wiary,
Ach! biada mojej głowie!
Król srogie głosi kary;
Powrócili mężowie.

  Ha! ha! mąż się nie dowie!
Oto krew! oto nóż!
Po nim już, po nim już!
Starcze: wyznałam szczerze,
Ty głoś świętemi usty,
Jakie mówić pacierze,
Gdzie mam iść na odpusty?
Ach! pójdę aż do piekła,
Zniosę bicze, pochodnie,
Byleby moję zbrodnię
Wieczysta noc powlekła».

  «Niewiasto — rzecze stary —
Więc ci nie żal rozboju,
Ale tylko strach kary?
Idźże sobie w pokoju,
Rzuć bojaźń, rozjaśń lica,
Wieczna twa tajemnica.
Bo takie sądy Boże,
Iż co ty zrobisz skrycie,
Mąż tylko wydać może,
A mąż twój stracił życie».

  Pani z wyroku rada,
Jak wpadła, tak wypada.
Bieży nocą do domu,
Nic nie mówiąc nikomu.
Stoją dzieci przed bramą:
«Mamo — wołają — mamo!
A gdzie został nasz tato?»
«Nieboszczyk? co? wasz tato?»
— Nie wie, co mówić na to —
«Został w lesie za dworem,
Powróci dziś wieczorem».

  Czekają wieczór dzieci;
Czekają drugi, trzeci,
Czekają tydzień cały;
Nareszcie zapomniały.

  Pani zapomnieć trudno,
Nie wygnać z myśli grzechu,
Zawsze na sercu nudno,
Nigdy na ustach śmiechu,
Nigdy snu na źrenicy!
Bo często w nocnej porze,
Coś stuka się na dworze,
Coś chodzi po świetlicy:
«Dzieci — woła — to ja to,
To ja, dzieci, wasz tato!»

  Noc przeszła, zasnąć trudno;
Nie wygnać z myśli grzechu,
Zawsze na sercu nudno,
Nigdy na ustach śmiechu!

  «Idź, Hanko, przez dziedziniec:
Słyszę tętent na moście,
I kurzy się gościniec:
Czy nie jadą tu goście?
Idź na gościniec i w las,
Czy kto nie jedzie do nas?» —

  — «Jadą, jadą w tę stronę,
Tuman na drodze wielki,
Rżą, rżą koniki wrone,
Ostre błyszczą szabelki,
Jadą, jadą panowie,
Nieboszczyka bratowie!» —

  — «A witajże, czy zdrowa?
Witajże nam, bratowa.
Gdzie brat?» — «Nieboszczyk brat,
Już pożegnał ten świat».
— «Kiedy?» — «Dawno, rok minął,
Umarł… na wojnie zginął».
— «To kłamstwo, bądź spokojna,
Już skończyła się wojna;
Brat zdrowy i ochoczy,
Ujrzysz go na twe oczy».

  Pani ze strachu zbladła,
Zemdlała i upadła;
Oczy przewraca w słup,
Z trwogą dokoła rzuca:
«Gdzie on? gdzie mąż? gdzie trup?»
Powoli się ocuca;
Mdlała niby z radości
I pytała u gości:
«Gdzie mąż, gdzie me kochanie,
Kiedy przede mną stanie?»

  — «Powracał razem z nami,
Lecz przodem chciał pospieszyć,
Nas przyjąć z rycerzami,
I twoje łzy pocieszyć.
Dziś, jutro, pewnie będzie,
Pewnie kędyś w obłędzie
Ubite minął szlaki.
Zaczekajmy dzień jaki,
Poszlemy szukać wszędzie,
Dziś, jutro, pewnie będzie».

  Posłali wszędzie sługi,
Czekali dzień i drugi;
Gdy nic nie doczekali,
Z płaczem chcą jechać daléj.

  Zachodzi drogę pani:
«Bracia moi kochani,
Jesień zła do podróży,
Wiatry, słoty i deszcze,
Wszak czekaliście dłużéj,
Czekajcie trochę jeszcze».

  Czekają. Przyszła zima,
Brata nié ma i nié ma.
Czekają; myślą sobie:
Może powróci z wiosną?
A on już leży w grobie,
A nad nim kwiatki rosną,
A rosną tak wysoko,
Jak on leży głęboko.
I wiosnę przeczekali,
I już nie jadą daléj.

  Do smaku im gospoda,
Bo gospodyni młoda;
Że chcą jechać, udają,
A tymczasem czekają,
Czekają aż do lata,
Zapominają brata.

  Do smaku im gospoda,
I gospodyni młoda.
Jak dwaj u niej gościli,
Tak ją dwaj polubili.
Obu nadzieja łechce,
Obadwaj zjęci trwogą,
Żyć bez niej żaden nie chce,
Żyć z nią obaj nie mogą.
Wreszcie, na jedno zdani,
Idą razem do pani.

  — «Słuchaj, pani bratowo,
Przyjm dobrze nasze słowo:
My tu próżno siedzimy,
Brata nie zobaczymy.
Ty jeszcze jesteś młoda,
Młodości twojej szkoda,
Nie wiąż dla siebie świata,
Wybierz brata za brata».

  To rzekli i stanęli.
Gniew ich i zazdrość piecze,
Ten, to ów okiem strzeli,
Ten, to ów słówko rzecze;
Usta sine przycięli,
W ręku ściskają miecze.

  Pani ich widzi w gniewie,
Co mówić, sama nie wie.
Prosi o chwilkę czasu,
Bieży zaraz do lasu.
Bieży w dół do strumyka,
Gdzie stary rośnie buk,
Do chatki pustelnika
Stuk stuk, stuk stuk!
Całą mu rzecz wykłada,
Pyta się, co za rada?

  «Ach, jak pogodzić braci?
Chcą mojej ręki oba;
Ten i ten się podoba,
Lecz kto weźmie? kto straci?
Ja mam maleńkie dziatki,
I wioski i dostatki;
Dostatek się zmitręża,
Gdy zostałam bez męża.
Lecz ach! nie dla mnie szczęście!
Nie dla mnie już zamęście!
Boża nade mną kara,
Ściga mnie nocna mara:

  Zaledwie przymknę oczy,
Traf, traf, klamka odskoczy;
Budzę się: widzę, słyszę,
Jak idzie i jak dysze,
Jak dysze i jak tupa,
Ach, widzę, słyszę trupa!
Skrzyp, skrzyp, i już nad łożem
Skrwawionym sięga nożem,
I iskry z gęby sypie,
I ciągnie mnie i szczypie.
Ach! dosyć, dosyć strachu,
Nie siedzieć mnie w tym gmachu,
Nie dla mnie świat i szczęście,
Nie dla mnie już zamęście!»

«Córko — rzecze jej stary —
Nie masz zbrodni bez kary,
Lecz jeśli szczera skrucha,
Zbrodniarzów Pan Bóg słucha.
Znam ja tajnie wyroku,
Miłą ci rzecz obwieszczę:
Choć mąż zginął od roku,
Ja go wskrzeszę dziś jeszcze».

  — «Co, co? jak, jak? mój ojcze!
Nie czas już, ach, nie czas!
To żelazo zabójcze
Na wieki dzieli nas!
Ach znam, żem warta kary,
I zniosę wszelkie kary,
Byle się pozbyć mary.
Zrzekę się mego zbioru
I pójdę do klasztoru,
I pójdę w ciemny las.
Nie, nie wskrzeszaj, mój ojcze!
Nie czas już, ach, nie czas!
To żelazo zabójcze
Na wieki dzieli nas!»

  Starzec westchnął głęboko,
I łzami zalał oko,
Oblicze skrył w zasłonie,
Drżące załamał dłonie:
«Idź za mąż, póki pora,
Nie lękaj się upiora.
Martwy się nie ocuci,
Twarda wieczności brama;
I mąż twój nie powróci,
Chyba zawołasz sama».

  — «Lecz jak pogodzić braci?
Kto weźmie, a kto straci?…»
— «Najlepsza będzie droga,
Zdać się na los i Boga.
Niechajże z ranną rosą
Pójdą i kwiecia zniosą.
Niech każdy weźmie kwiecie,
I wianek tobie splecie,
I niechaj doda znaki,
Żeby poznać, czyj jaki?
I pójdzie w kościół Boży,
I na ołtarzu złoży:
Czyj pierwszy weźmiesz wianek,
Ten mąż twój, ten kochanek».

  Pani z przestrogi rada,
Już do małżeństwa skora,
Nie boi się upiora;
Bo w myśli swej układa,
Nigdy w żadnej potrzebie
Nie wołać go do siebie.
I z tych układów rada,
Jak wpadła, tak wypada.
Bieży prosto do domu,
Nic nie mówiąc nikomu.
Bieży przez łąki, przez gaje,
I bieży i staje
I staje i myśli i słucha:
Zda się, że ją ktoś goni,
I że coś szepce do niéj
(Wokoło ciemność głucha):
«To ja, twój mąż, twój mąż!»

  I staje i myśli i słucha;
Słucha, zrywa się, bieży,
Włos się na głowie jeży,
W tył obejrzeć się lęka,
Coś wciąż po krzakach stęka,
Echo powtarza wciąż:
«To ja, twój mąż, twój mąż!»

  Lecz zbliża się niedziela,
Zbliża się czas wesela.
Zaledwie słońce wschodzi,
Wybiegają dwaj młodzi.
Pani, śród dziewic grona
Do ślubu prowadzona,
Wystąpi śród kościoła
I bierze pierwszy wianek,
Obnosi go dokoła:
«Oto w wieńcu lilije,
Ach! czyjeż to są, czyje?
Kto mój mąż, kto kochanek?»

  Wybiega starszy brat,
Radość na licach płonie,
Skacze i klaszcze w dłonie:
«Tyś moja, mój to kwiat!
Między liliji kręgi
Uplotłem wstążek zwój:
To znak, to moje wstęgi!
To mój, to mój, to mój!»

  «Kłamstwo! — drugi zawoła —
Wyjdźcie tylko z kościoła,
Miejsce widzieć możecie,
Kędy rwałem to kwiecie.
Rwałem na łączce, w gaju,
Na grobie przy ruczaju,
Okażę grób i zdrój:
To mój, to mój, to mój!»

  Kłócą się źli młodzieńce,
Ten mówi, ten zaprzecza;
Dobyli z pochew miecza,
Wszczyna się srogi bój,
Szarpią do siebie wieńce:
«To mój, to mój, to mój!»

  Wtem drzwi kościoła trzasły
Wiatr zawiał, świece zgasły,
Wchodzi osoba w bieli:
Znany chód, znana zbroja…
Staje, wszyscy zadrżeli,
Staje, patrzy ukosem,
Podziemnym woła głosem:
«Mój wieniec i ty moja!
Kwiat na mym rwany grobie:
Mnie, księże, stułą wiąż;
Zła żono, biada tobie!
To ja, twój mąż, twój mąż!
Źli bracia! biada obu!
Z mego rwaliście grobu,
Zawieście krwawy bój!
To ja, twój mąż, wasz brat,
Wy moi, wieniec mój,
Daléj na tamten świat!»

  Wstrzęsła się cerkwi posada,
Z zrębu wysuwa się zrąb,
Sklep trzeszczy, w głąb zapada,
Cerkiew zapada w głąb.
Ziemia ją z wiérzchu kryje,
Na niéj rosną lilije,
A rosną tak wysoko,
Jak pan leżał głęboko.

Lilije – analiza i środki stylistyczne

Ballada to szczególny gatunek literacki, który łączy w sobie cechy epiki, liryki i dramatu. Poruszana tematyka oscyluje wokół niezwykłych, fantastycznych zdarzeń i ludowych przekazów. Forma ta charakteryzuje się śpiewnością, emocjonalnością, tajemniczym nastrojem i pojawianiem się zjawisk oraz postaci nadnaturalnych, a także występowaniem dialogów oraz znaczącą rolą wszechwiedzącego narratora. Istotną funkcję odgrywa także przyroda, która często jest żywym, aktywnym bohaterem akcji. Ballada w swojej budowie przypomina prostą, wiejską opowieść, przekazywaną z ust do ust, pełną wyrażeń gwarowych i potocznych.

Podmiotem lirycznym w utworze Lilije jest narrator pochodzący z ludu (świadczy o tym specyficzne słownictwo), wypowiadający się w trzeciej osobie, będący obserwatorem historii, którą przekazuje dalej. Opowieść toczy się na gruncie realistycznym i fantastycznym, co jest szczególne dla tego gatunku, odbiorca poznaje świat nie tylko dzięki komentarzom autora, ale także przytaczanym dialogom bezpośrednich bohaterów akcji.

Charakterystyczna jest też rola przyrody, która tworzy tło dla wydarzeń, buduje nastrój i uzewnętrznia ludzkie emocje. Pod względem kompozycji, Lilije to utwór o nieregularnym charakterze, strofy mają zróżnicowaną ilość wersów, rymy są krzyżowe i parzyste. Występują liczne środki stylistyczne, takie jak opisowe epitety (zbrodnia niesłychanawieczna tajemnicabuk stary), metafory (Cerkiew zapada w głąb) czy porównania (lilije rosną wysoko, jak pan leży głęboko).

Szczególną rolę wśród figur retorycznych odgrywają wykrzyknienia (Nieboszczka bratowie! Twój mąż!), anafory – powtórzenia na początku danej partii tekstu (Czekają… czekają, Jak pan leży głęboko… jak pan leży głęboko) czy pytania retoryczne (Ach jak pogodzić braci? Kto weźmie? Kto straci?). Mają one silnie emocjonalny wyraz, budują dramaturgię akcji i nastrój grozy, podkreślają powagę zbrodni, służą zaciekawieniu potencjalnych słuchaczy opowieści.

Lilije – interpretacja ballady

Głównym tematem ballady Lilije jest motyw bardzo emocjonujący lud – zbrodnia mężobójstwa. Niewierna żona morduje swojego męża, który dopiero powrócił z wojennej wyprawy, aby ukryć przed nim swoją zdradę. Kobieta zakopała nieboszczyka, a na jego prowizorycznym grobie zasiała tytułowe kwiaty – lilie. Licząc na uzyskanie rozgrzeszenia, udała się do pustelnika, któremu wyznała swój występek, mężczyzna z kolei zapewnił ją, że zbrodnia nie wyjdzie na światło dzienne.

Wydawać by się mogło, że bohaterkę dręczyły wyrzuty sumienia i żałowała zabójstwa. Tak naprawdę jednak kieruje nią nie żal, a obawa przed dotkliwą karą – kobieta jest pozbawiona zasad moralnych, a morderstwo odbiera jej spokój ducha, strach nie pozwala jej na wymazanie go z pamięci.

Wraz z upływem czasu, bohaterka planuje małżeństwo z jednym z braci męża – w dniu ślubu jednak niespodziewanie zjawia się upiór nieboszczyka. Tytułowe lilie mają charakter symboliczny – najpierw zasadzone na grobie, zostały zerwane przez braci w celu przygotowania bukietu dla mężobójczyni. Kwiaty z pozoru niewinne, przywołały do rzeczywistego świata fantastyczną postać i wywołały nieuchronną karę – cerkiew zapada się pod ziemię, a zarówno kobieta, jak i bracia, zostają bezpowrotnie pochłonięci wraz z nią.

Przyroda pełni w utworze rolę charakterystyczną dla typowych ballad, staje się aktywnym uczestnikiem zdarzeń, a nawet ma kluczowy wpływ na akcję. Zjawiska w naturze odzwierciedlają stan wewnętrzny bohaterów, przerażeniu człowieka odpowiada ciemność, mrok, niepokojące krakania ptaków.

W utworze przyroda nie jest liryczna i malownicza, lecz groźna. Ostatecznie wymierza karę grzesznikom i przywraca sprawiedliwość. Opowiedziana przez narratora historia dowodzi, że wykroczenie przeciwko zasadom moralnym zawsze zostanie ukarane, choćby nawet zbrodniarz skrupulatnie ukrywał swój występek. Tylko szczera skrucha i prawdziwy żal za popełnione przestępstwo stanowi szansę na wybaczenie i uspokojenie sumienia. Bohaterka utworu nie czuła winy z powodu zabójstwa męża, ale świadomość ryzyka i tak nie dawała jej spokoju i nie pozwalała normalnie żyć.

Podsumowanie

Lilije Adama Mickiewicza to romantyczna ballada o charakterze ludowej przypowieści, symboliczna i uwypuklająca rolę przyrody. Jej bohaterowie bez skrupułów łamali zasady moralne, nie czuli skruchy i żalu, ale także nie poszanowali uświęconego miejsca religijnego. Wykroczenie przeciwko naturze i wierze zostaje surowo ukarane. Historia dowodzi, że chociaż można próbować ukryć swoje występki przed innymi ludźmi, nie można ukryć ich przed własnym sumieniem i pamięcią. Jest to uniwersalny morał, charakterystyczny dla tego gatunku, który pomimo upływu lat, nie stracił na aktualności.

Dodaj komentarz