Nie od dziś wiemy dobrze, że w zależności od sytuacji zachowujemy się w zróżnicowany sposób. Inni jesteśmy w gronie rodziny, inni wśród dobrych znajomych, inni w domu, na ulicy, w pracy. Niekiedy maski, które przybieramy, by odnaleźć się w różnych sytuacjach różnią się od siebie na tyle, że trudno nam samym uwierzyć, że wspólnym mianownikiem, podstawą i fundamentem ich wszystkich jest jedna, ta sama osoba. Wszyscy trochę gramy, lecz warto znać granicę, poza którą przestajemy być sobą. Temat teatru, jakim jest cały świat, a w którym człowiek jest jedynie aktorem, od dawien dawna interesował i inspirował artystów. Tak jest do dziś, dlatego w niektórych dziełach możemy przejrzeć się niemalże jak w lustrze, by stwierdzić, czy nadal przypominamy samych siebie.
W przytoczonym fragmencie opowiadania współczesnego pisarza, Stefana Chwina, pt. Syn kamienia, widzimy młodego człowieka, Eryka, który zaczyna przyglądać się samemu sobie w lustrze. Zaczyna on przed samym sobą stroić miny, sprawdza, na ile jest w stanie oddać na własnej twarzy różnorodne emocje. Młodzieniec chciał mieć bowiem kontrolę nad tym, jak będzie odbierany przez ludzi. W końcu zaczął odkrywać, że to, jaką emocję chciał wyrazić w danej chwili, ma bezpośredni wpływ na jego rzeczywiste samopoczucie. Mniej więcej w tym samym momencie po raz pierwszy widzi aktorów na scenie, lecz ci początkowo swoją sztucznością budzą w nim głębokie zażenowanie. Dopiero później zaczął rozumieć, dlaczego aktorzy cieszą się powszechnym poważaniem, choć wymieszanym z pewną dozą zawiści. Mianowicie zwykli ludzie przeważnie nie potrafią zapanować nad swoimi emocjami, często się tremują, nie potrafią przemawiać, są skrępowani, nie potrafią zapanować nad własną gestykulacją. Aktorzy nie mają z tym kłopotu. Kiedy są na scenie, doskonale wiedzą, co mają mówić, jak gestykulować i w jaki sposób się zachowywać, by wywrzeć na widzu odpowiednie wrażenie. Eryk dobrze wiedział jednak, że to tylko pozór. Do roli odgrywanej przez kilka godzin, aktor przygotowuje się miesiącami, w prawdziwym życiu, być może radzi sobie dużo gorzej niż na scenie.
Podobną tematykę w bardzo wielu swoich dziełach porusza jeden z najwybitniejszych twórców polskich XX wieku – Witold Gombrowicz. Warto w tym miejscu wspomnieć choćby Ferdydurke i genialną scenę pojedynku na miny pomiędzy dwoma głównymi bohaterami. Gombrowicz daje do zrozumienia, że nie istnieje coś takiego, jak „prawdziwe ja”, a to jak się zachowujemy, zależy wyłącznie od sytuacji, w której się znajdujemy i od ludzi, z którymi się w niej znaleźliśmy. To bardzo wyraźnie koresponduje z fragmentem z Syna kamienia, w którym zastanawia się on, stojąc przed lustrem, jak bardzo można manipulować swoim wizerunkiem w stosunku do innych.
Czasem jednak człowiek odgrywa role, do których jest zmuszany. Tak jest w dziele Bolesława Prusa pt. Lalka. Już sam tytuł nawiązuje do sceny, w której stary subiekt, Ignacy Rzecki, bawi się lalkami na wystawie sklepu galanteryjnego i rozmyśla o losie ludzkim w tym kontekście. Główny bohater powieści, Stanisław Wokulski, jest człowiekiem bogatym, potrafiącym sobie poradzić w zasadzie w każdej sytuacji życiowej, który może robić właściwie wszystko. Jedyną kwestią, w której to on musi dostosowywać się do otoczenia, jest jego nieszczęśliwa miłość do Izabeli Łęckiej. By zbliżyć się do ukochanej, mężczyzna musi wkupić się w środowisko arystokracji, co wymaga od niego wielu wyrzeczeń i czynów, których sam z siebie zapewne by w ogóle nie podjął. W konsekwencji tych działań, Wokulski coraz bardziej oddala się od siebie samego, a gdy widzi, że szanse na zdobycie miłości ukochanej stają się całkowicie przekreślone, próbuje nawet odebrać sobie życie.
Przyglądając się powyższym przykładom literackim, pochodzącym z różnych epok, trudno oprzeć się wrażeniu, że człowiek rzeczywiście w bardzo dużym stopniu jest aktorem. Każdego dnia odgrywamy bardzo wiele ról, w zależności od tego, czego wymaga od nas otoczenie czy ludzie dookoła nas. Niekiedy to my sami wpędzamy się w pewne pozy, bo wydaje nam się, że wówczas jesteśmy lepsi, że lepiej zaspokajamy własne, lub – co gorsza – cudze potrzeby. We wszystkim jednak trzeba znać miarę. Zbyt długo przebywając w „roli”, możemy znaleźć się w sytuacji, w której zapomnimy o sobie samych i o własnych potrzebach. Dlatego też trzeba umieć oddzielić bycie aktorem w teatrze świata od byciem prawdziwym sobą. Tak samo jak profesjonalny aktor oddziela czas, który spędza na scenie, jako zupełnie inny człowiek, od momentu, w którym ze sceny schodzi i pozostaje naprawdę sobą.