Myślę, że odpowiedź na pytanie zawarte w temacie niniejszej pracy może być tylko jedna: oczywiście, że tak! Jak najbardziej! Absolutnie i nieodwracalnie tak! Rozumiem jednak również, że odpowiedź taka może wydać się zbyt spontaniczna i wypełniona zbyt wielką aprobatą, by potraktować ją poważnie. Postaram się więc ją uzasadnić i wyczerpująco napisać o tym, dlaczego chciałbym przynajmniej jeden dzień spędzić jako uczeń Ambrożego Kleksa, a także, dlaczego każdy człowiek (nie tylko młody) powinien wziąć sobie jego filozofię życiową głęboko do serca.
Najbardziej w Akademii podoba mi się jej dyrektor i główny (i jedyny!) nauczyciel – Profesor Ambroży Kleks! Co to musi być za fantastyczna osoba! Zawsze jest ubrany elegancko, ale jednak trochę ekstrawagancko. Trochę poważnie, ale z przymrużeniem oka. To bardzo dobrze oddaje jego charakter, ponieważ pan Kleks jest z jednej strony wielkim uczonym i mędrcem, z drugiej po prostu dobrym przewodnikiem i kompanem do wspólnej podróży przez świat wiedzy. Bardzo chciałbym zebrać od niego jak najwięcej piegów, które przyznaje tylko swoim najlepszym uczniom.
W panu Kleksie podoba mi się również jego nieszablonowe podejście do nauczania i to jest kolejny powód, dla którego chciałbym być uczniem Akademii. Kto raz usłyszał nazwę przedmiotu, która brzmi „kleksografia” i nie zechciał zgłębić jej tajników, ten chyba jest już tak dorosły, że zapomniał, że kiedykolwiek był dzieckiem. A ta gra w piłkę globusem i wiedza geograficzna, która sama przy tej okazji wchodzi do głowy! A te zajęcia w „szpitalu chorych sprzętów”! Przecież to po prostu nauka życia! A do tego, ile przy tym uciechy, ile zabawy! Czyż nie jest to dużo ciekawsze od nauki algebry, trygonometrii, skomplikowanych chemicznych wzorów, albo gramatyki języków obcych? No dobrze, wiem, że te rzeczy też mogą się w życiu przydać. Ale przecież wszystkiego i tak nie można się nauczyć jednocześnie, a podobno człowiek uczy się całe życie!
Myślę, że wszyscy uczniowie Akademii Pana Kleksa wyrośli na bardzo dobrych, szlachetnych, pełnych szacunku do świata i pokory wobec niego, ludzi. Mając taki wzorzec, jakim jest Ambroży Kleks, po prostu nie może być inaczej. Jestem o tym przekonany. Szczerze mówiąc jest jeszcze jeden powód, dla którego chciałbym być uczniem Akademii, ale trochę bardziej wstydliwy. Od zawsze bardzo ciężko jest mi rano wstać z łóżka. Nie budzi mnie nawet osiem alarmów i pięć budzików. Nawet moja mama ma niekiedy problem z tym, żeby mnie dobudzić, a przecież czasem mam lekcje dopiero na dziesiątą! Kiedy dowiedziałem się, że uczniowie w Akademii budzą się o piątej rano, zaśmiałem się. Kiedy przeczytałem, że robią to w dodatku z uśmiechem na twarzy, przepełnieni ciekawością do tego, co zdarzy się kolejnego dnia, zapragnąłem być pośród nich. Myślę, że to by rozwiązało raz na zawsze ten mój senny problem.
Myślę, że każdy powinien spróbować swoich sił w nauce w stylu Akademii Pana Kleksa. Uważam, że każdy mógłby wynieść z tego jakąś pożyteczną naukę. Jeśli nawet nie byłaby to jakaś konkretna umiejętność, jak płacenie podatków, czy zarabianie pieniędzy, to mogłaby to być jakaś inna lekcja. Na przykład lekcja szacunku wobec przedmiotów, miłości do zwierząt, albo nie oceniania człowieka według utartego w społeczeństwie schematu. Nie każdy umie pojąć te rzeczy samemu, a zwyczajne szkoły nie zawsze są w stanie tego nauczyć. Właśnie dlatego Akademię Pana Kleksa uważam za tak cudowny i niesamowity twór i dlatego tak bardzo chciałbym, aby dano mi szansę pobierania w niej nauk.
I właśnie to jest moja największa bolączka. Wiem, że nigdy nie zostanę zaproszony w mury szkoły Profesora Kleksa. Nie, wcale nie dlatego że ona w rzeczywistości nie istnieje. Myślę, że wbrew rozsądkowi istnieje, bo przecież jej istnienie (tak samo jak istnienie samego Pana Ambrożego Kleksa) wręcz powinno trwać wbrew zdrowemu rozsądkowi, więc to nie to. Po prostu mam na imię Bartek, a wiem, że do Akademii przyjmowani są tylko i wyłącznie chłopcy, których imiona zaczynają się na literę „A”, tak jak imię jej założyciela, dyrektora i Profesora. Może więc to jest jeden niewielki szczegół, który w powieści Jana Brzechwy bym zmienił.