Scena polowania to chyba jedna z najsłynniejszych scen, jakie Adam Mickiewicz zamieścił w swoim epokowym dziele – epopei narodowej, pt. Pan Tadeusz. Mickiewicz opisywał zwyczaje, jakie panowały na Litwie, a które on sam jeszcze pamiętał z dzieciństwa. W ten sposób wyrażał swoją głęboką tęsknotę za krajem, jego utraconą wolnością i światem wielu tradycji, zwyczajów i obyczajów, które były już na granicy zapomnienia. Jedną z takich tradycji było właśnie polowanie na dziką zwierzynę w lesie, które samo w sobie również było obwarowane wieloma konwenansami i zwyczajami. Wszystko to w Panu Tadeuszu zostało opisane w sposób angażujący i niezwykle barwny.
Na wieść o pojawieniu się w okolicy Soplicowa niedźwiedzia, we dworze zapanowało wielkie poruszenie. Sędzia, dla wszystkich zainteresowanych wyprawą, natychmiast zaordynował zbiórkę następnego dnia o samym świcie, przy kaplicy leśnej, żeby tam pomodlić się o pomyślność w polowaniu i wyruszyć w las. Tak też się stało. W głęboki i gęsty las wypuszczono psy gończe, które miały wypłoszyć niedźwiedzia z jego matecznika. Myśliwi ustawili się na pozycjach i czekali. Po pewnym czasie Wojski, jako najbardziej doświadczony w łowach, przystawił ucho do ziemi i obwieścił, że zwierzę jest już bardzo blisko. Gdy tylko to powiedział, z zarośli wychynęła groźna bestia zapędzona w tę część lasu przez psy. Niedźwiedź był wściekły i spłoszony. Wszyscy myśliwi wystrzelili niemal jednocześnie, ale pechowo żadna z kilkunastu kul nie doszła celu. Mężczyźni rozpierzchli się więc, by uciec przed gniewem dzikiego zwierzęcia i przyjąć lepsze pozycje.
Niedźwiedź zaś wbrew przewidywaniom podążył w nieco słabiej zagęszczoną część lasu, gdzie znajdowali się jedynie Tadeusz Soplica oraz Hrabia Horeszko. Obaj mężczyźni byli zdezorientowani nagłym obrotem spraw i znalezieniem się na drodze niedźwiedzia i każdy z nich strzelił, lecz obaj chybili. Na horyzoncie pojawili się Asesor, Rejent oraz Gerwazy z biegnącym przy boku Księdzem Robakiem. Kiedy niedźwiedź już niemal dotykał włosów Hrabiego, padły trzy jednoczesne strzały i bestia padła na ziemię martwa.
Asesor i Rejent zaczęli się od razu kłócić o to, z którego z nich strzelby padł zwycięski strzał (tak jak wcześniej kłócili się o to, czyj pies myśliwski jest wyższej klasy), lecz szybko przerwał im Gerwazy. Rozciął od myśliwskim nożem pysk zwierzęcia i wyciągnął zeń kulę, która nie pasowała do strzelb Asesora i Rejenta, lecz do jego własnej. Rębajło przyznał jednak od razu, że to nie on strzelał, ponieważ zabrakło mu odwagi. W ostatniej chwili strzelbę z rąk wyszarpnął mu Ksiądz Robak i to jemu Tadeusz oraz Hrabia zawdzięczają życie. Polowanie więc dobiegło końca, co zostało zasygnalizowane długą i donośną grą Wojskiego na bawolim rogu, co stanowiło tradycję udanego polowania.
Wszyscy uczestnicy wyprawy byli bardzo podekscytowani przeżytymi przygodami. Rozpalono wielkie ognisko i zaczęto przyrządzać bigos, którym posilili się wszyscy zmęczeni polowaniem. Dyskutowano, opowiadano sobie historie, anegdoty i dowcipy. Wszystko to popijano obficie wódką. Po takiej uczcie, załadowano cielsko niedźwiedzia na wóz i zaczęto powoli powracać do dworu.