W Sklepach cynamonowych raczej żadnego wątku nie należy traktować ani interpretować dosłownie. Cały zbiór opowiadać Brunona Schulza jest bowiem utrzymany w konwencji snu, marzenia, wspomnienia, fantazji. Opowieść snuta jest z perspektywy dziecka, co nakłada na naszą interpretację dodatkowe filtry.
Józef, jako kilkulatek, dopiero poznawał świat dookoła siebie. Świat ten najpierw ograniczał się do mieszkania jego rodziców. Później do całej kamienicy, potem zaś do kilku sąsiednich ulic, aż w końcu rozrósł się do całego miasteczka, które można utożsamiać z rodzinnym Drohobyczem Brunona Schulza. Józef często błąka się po mieście i gubi się w nim. Jednak nie jest to zagubienie dosłowne które kojarzy się z dezorientacją, stresem, być może lękiem. Józef gubi się w sposób „pozytywny”. Jego zagubienie w mieście, które przecież zna, pozwala mu odkrywać nowe jego zakamarki, w których dotąd nigdy nie był. Dzięki wybujałej wyobraźni, w głowie chłopaka tworzą się więc zupełnie nowe miejsca, gdzie mury wydają się opowiadać historie, chodnik nieść wędrującego, itp. Takie „pozytywne zagubienie” widać w wielu miejscach opowieści. Kiedy np. chłopiec zostaje przez matkę odesłany z teatru do domu, błąka się po wieczornym mieście, snuje fantazje o sklepach cynamonowych, wspomina historie, które przydarzyły mu się w mijanym gimnazjum. Podobnie rzecz ma się ze słynną Ulicą Krokodyli.
Józef co prawda gubi się w mieście, w którym się urodził i w którym mieszka, lecz równie dobrze można powiedzieć, że taki jest jego sposób poznania swojego miejsca. Niektórzy wolą poznawać nowe przestrzenie z przewodnikiem w ręku, niektórzy – jak główny bohater Sklepów cynamonowych – woli polegać na własnej intuicji, wyobraźni i wyczuciu.