Wiersze do recytacji

Autor: Anna Morawska

Recytowanie wierszy rozwija mowę, pozwala ćwiczyć dykcję i rozwijać panowanie nad emocjami w głosie. Poniżej prezentujemy nasz autorski wybór wierszy dla recytacji w dwóch kategoriach wiekowych. A jakie są Wasze ulubione wiersze do recytowania? Napiszcie w komentarzach swoje propozycje!

Wiersze do recytowania dla dzieci

Lokomotywa – Julian Tuwim

Stoi na sta­cji lo­ko­mo­ty­wa,
Cięż­ka, ogrom­na i pot z niej spły­wa –
Tłu­sta oli­wa.
Stoi i sa­pie, dy­szy i dmu­cha,
Żar z roz­grza­ne­go jej brzu­cha bu­cha:
Buch – jak go­rą­co!
Uch – jak go­rą­co!
Puff – jak go­rą­co!
Uff – jak go­rą­co!
Już le­d­wo sa­pie, już le­d­wo zi­pie,
A jesz­cze pa­lacz wę­giel w nią sy­pie.
Wa­go­ny do niej po­do­cze­pia­li
Wiel­kie i cięż­kie, z że­la­za, sta­li,
I peł­no lu­dzi w każ­dym wa­go­nie,
A w jed­nym kro­wy, a w dru­gim ko­nie,
A w trze­cim sie­dzą same gru­ba­sy,
Sie­dzą i je­dzą tłu­ste kieł­ba­sy.
A czwar­ty wa­gon pe­łen ba­na­nów,
A w pią­tym stoi sześć for­te­pia­nów,
W szó­stym ar­ma­ta, o! jaka wiel­ka!
Pod każ­dym ko­łem że­la­zna bel­ka!
W siód­mym dę­bo­we sto­ły i sza­fy,
W ósmym słoń, niedź­wiedź i dwie ży­ra­fy,
W dzie­wią­tym – same tu­czo­ne świ­nie,
W dzie­sią­tym – ku­fry, paki i skrzy­nie,
A tych wa­go­nów jest ze czter­dzie­ści,
Sam nie wiem, co się w nich jesz­cze mie­ści.

Lecz choć­by przy­szło ty­siąc atle­tów
I każ­dy zjadł­by ty­siąc ko­tle­tów,
I każ­dy nie wiem jak się na­tę­żał,
To nie udźwi­gną – taki to cię­żar!

Na­gle – gwizd!
Na­gle – świst!
Para – buch!
Koła – w ruch!

Naj­pierw
po­wo­li
jak żółw
ocię­ża­le
Ru­szy­ła
ma­szy­na
po szy­nach
ospa­le.
Szarp­nę­ła wa­go­ny i cią­gnie z mo­zo­łem,
I krę­ci się, krę­ci się koło za ko­łem,
I bie­gu przy­spie­sza, i gna co­raz prę­dzej,
I dud­ni, i stu­ka, ło­mo­ce i pę­dzi.

A do­kąd? A do­kąd? A do­kąd? Na wprost!
Po to­rze, po to­rze, po to­rze, przez most,
Przez góry, przez tu­nel, przez pola, przez las
I spie­szy się, spie­szy, by zdą­żyć na czas,
Do tak­tu tur­ko­ce i puka, i stu­ka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to,
Gład­ko tak, lek­ko tak to­czy się w dal,
Jak gdy­by to była pi­łecz­ka, nie stal,
Nie cięż­ka ma­szy­na zzia­ja­na, zdy­sza­na,
Lecz rasz­ka, igrasz­ka, za­baw­ka bla­sza­na.

A skąd­że to, jak­że to, cze­mu tak gna?
A co to to, co to to, kto to tak pcha?
Że pę­dzi, że wali, że bu­cha, buch-buch?
To para go­rą­ca wpra­wi­ła to w ruch,
To para, co z ko­tła ru­ra­mi do tło­ków,
A tło­ki ko­ła­mi ru­sza­ją z dwóch bo­ków
I gna­ją, i pcha­ją, i po­ciąg się to­czy,
Bo para te tło­ki wciąż tło­czy i tło­czy,,
I koła tur­ko­cą, i puka, i stu­ka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!

Stefek Burczymucha – Maria Konopnicka

O więk­sze­go trud­no zu­cha,
Jak był Ste­fek Bur­czy­mu­cha,
– Ja ni­ko­go się nie boję!
Choć­by niedź­wiedź… to do­sto­ję!
Wil­ki?… Ja ich całą zgra­ję
Po­za­bi­jam i po­kra­ję!
Te hie­ny, te lam­par­ty
To są dla mnie czy­ste żar­ty!
A pan­te­ry i ty­gry­sy
Na sztyk we­zmę u swej spi­sy!
Lew!… Cóż lew jest?! – Ko­ciak duży!
Na­czy­ta­łem się po­dró­ży!
I znam tego je­go­mo­ści,
Co zły tyl­ko, kie­dy po­ści.
Sza­kal, wilk,?… Strasz­na no­wi­na!
To jest tyl­ko więk­sza psi­na!…
(Bry­sia mi­jam zaś z da­le­ka,
Bo nie lu­bię, gdy kto szcze­ka!
Komu ze­chcę, to dam radę!
Za­raz za oce­an jadę
I nie będę Stef­kiem chy­ba,
Jak nie chwy­cę wie­lo­ry­ba!
I tak przez dzień boży cały
Zuch nasz trą­bi swe po­chwa­ły,
Aż raz usnął gdzieś na sia­nie…
Wtem się bu­dzi nie­spo­dzia­nie.
Pa­trzy, aż tu ja­kieś zwie­rzę
Do śnia­da­nia mu się bie­rze.
Jak nie ze­rwie się na nogi,
Jak nie wrza­śnie z wiel­kiej trwo­gi!
Pę­dzi jak­by chart ze smy­czy…
– Ty­grys, tato! Ty­grys! – krzy­czy.
– Ty­grys?… – oj­ciec się za­py­ta.
– Ach, lew może!… Miał ko­py­ta
Strasz­ne! Trzy czy czte­ry nogi,
Pasz­czę taką! Przy tym rogi…
– Gdzie to było?
– Tam na sia­nie.
– Wła­śnie po­rwał mi śnia­da­nie…
Idzie oj­ciec, służ­ba cała,
Pa­trzą… a tu mysz­ka mała
Po­lna mysz­ka sie­dzi so­bie
I ząb­ka­mi se­rek skro­bie!…

Paweł i Gaweł – Aleksander Fredro

Pa­weł i Ga­weł w jed­nym sta­li domu,
Pa­weł na gó­rze, a Ga­weł na dole;
Pa­weł, spo­koj­ny, nie wa­dził ni­ko­mu,
Ga­weł naj­dzik­sze wy­my­ślał swa­wo­le.
Cią­gle po­lo­wał po swo­im po­ko­ju:
To pies, to za­jąc – mię­dzy sto­ły, stoł­ki
Go­nił, ucie­kał, wy­wra­cał ko­zioł­ki,
Strze­lał i trą­bił, i krzy­czał do zno­ju.
Zno­sił to Pa­weł, na­resz­cie nie może;
Scho­dzi do Gaw­ła i pro­si w po­ko­rze:
Zmi­łuj się wać­pan, po­luj ci­szej nie­co,
Bo mi na gó­rze szy­by z okien lecą. –
A na to Ga­weł: – Wol­noć, Tom­ku,
W swo­im dom­ku. –
Cóż byłe mó­wić? Pa­weł ani pi­snął,
Wró­cił do sie­bie i czap­kę na­ci­snął.
Na­za­jutrz Ga­weł jesz­cze smacz­nie chra­pie,
A tu z po­wa­ły coś mu na nos ka­pie.
Ze­rwał się z łóż­ka i pę­dzi na górę.
Sztuk! puki – Za­mknię­to. Spo­glą­da przez dziu­rę
I wi­dzi… Cóż tam? cały po­kój w wo­dzie,
A Pa­weł z węd­ką mie­dzi na ko­mo­dzie.
Co wać­pan ro­bisz? – Ryby so­bie ło­wię.
Ależ, mości­pa­nie, mnie ka­pie po gło­wie!
A Pa­weł na to: – Wol­noć, Tom­ku,
W swo­im dom­ku. –
Z tej to po­wiast­ki mo­rał w tym spo­so­bie:
Jak ty komu, tak on to­bie.

Słonko – Adam Asnyk

Wę­dro­wa­ło so­bie słon­ko,
Uśmiech­nię­te, ja­sne, zło­te,
Szło nad ga­jem, szło nad łąką,
Na­po­tka­ło w łzach sie­ro­tę –

Ten się żali: “Tak we­so­ło
Świe­cisz świa­tu, słon­ko moje,
Uśmie­cha­mi sy­piesz wko­ło,
Gdy ja smut­ny we łzach sto­ję;

Obo­jęt­nie pa­trzysz na to,
Jak się ludz­kie ser­ca mę­czą…
I nad każ­dą ludz­ką stra­tą
Pro­mie­ni­stą bły­skasz tę­czą.”

Słon­ko na to; “Bied­ne dzie­cię!
I mnie smut­no na nie­bio­sach,
Gdy o wa­szym my­ślę świe­cie
I o lu­dzi cięż­kich lo­sach.

Lecz nie mogę ustać w dro­dze,
By nad każ­dą bo­leć raną –
Więc w zło­ci­stym bla­sku cho­dzę,
Wy­peł­nia­jąc, co ka­za­no.

Nie po­mo­gą próż­ne żale…
Ból swój nie­bu trza po­le­cić –
A sa­me­mu wciąż wy­trwa­le
Trze­ba na­przód iść… i świe­cić!”

Kapuśniaczek – Julian Tuwim

Jak we­so­ły mi­lion drob­nych, wil­got­nych mu­szek,
Jak­by z wor­ków sza­rych mo­kry, mżą­cy ma­czek,
Sy­pie się i ska­cze dżdżu wod­ni­sty pu­szek,
Ro­śny pył je­sien­ny, siwy ka­pu­śnia­czek.

Sła­be to, ma­leń­kie, le­d­wo samo kro­pi,
Na­wet w bla­chy bęb­nić nie po­tra­fi jesz­cze,
Ot, mło­dziut­ki desz­czyk, fru­wa­ją­ce krop­ki,
Co by strasz­nie chcia­ły być do­ro­słym desz­czem.

Chcia­ły­by ule­wą lu­nąć w grom­kiej bu­rzy,
Mia­sto siec na ukos chlu­sta­ją­cą chło­stą,
W ryn­nach się roz­plu­skać, roz­lać się w ka­łu­ży,
Szy­by dzio­bać łza­wą i za­wi­łą ospą…

Tak to so­bie ma­rzy ka­pa­ni­na bied­na,
Sił ostat­kiem pu­sząc się w ostat­nim dresz­czu…
Lecz cóż? Spójrz: na dru­cie jeź­dzi kro­pla jed­na.
Już ją wró­bel strzą­snął. Już po ca­łym desz­czu.

Bambo – Julian Tuwim

Mu­rzy­nek Bam­bo w Afry­ce miesz­ka,
Czar­ną ma skó­rę ten nasz ko­leż­ka.

Uczy się pil­nie przez całe ran­ki
Ze swej mu­rzyń­skiej Pierw­szej czy­tan­ki.

A gdy do domu ze szko­ły wra­ca,
Pso­ci, fi­glu­je – to jego pra­ca.

Aż mama krzy­czy: “Bam­bo, ło­bu­zie!”
A Bam­bo czar­ną na­dy­ma bu­zię.

Mama po­wia­da: “Na­pij się mle­ka”,
A on na drze­wo ma­mie ucie­ka.

Mama po­wia­da: “Chodź do ką­pie­li”,
A on się boi, że się wy­bie­li.

Lecz mama ko­cha swo­je­go syn­ka,
Bo do­bry chło­pak z tego Mu­rzyn­ka.

Szko­da, że Bam­bo czar­ny, we­so­ły,
Nie cho­dzi ra­zem z nami do szko­ły.

Rzepka – Julian Tuwim

Za­sa­dził dzia­dek rzep­kę w ogro­dzie,
Cho­dził te rzep­kę oglą­dać co dzień.
Wy­ro­sła rzep­ka jędr­na i krzep­ka,
Schru­pać by rzep­kę z ka­wał­kiem chleb­ka!
Więc cią­gnie rzep­kę dzia­dek nie­bo­żę,
Cią­gnie i cią­gnie, wy­cią­gnąć nie może!

Za­wo­łał dzia­dek na po­moc bab­cię:
“Ja zła­pię rzep­kę, ty za mnie złap się!”
I bied­ny dzia­dek z bab­cią nie­bo­gą
Cią­gną i cią­gną, wy­cią­gnąć nie mogą!
Bab­cia za dziad­ka,
Dzia­dek za rzep­kę,
Oj, przy­dał­by się ktoś na przy­czep­kę!

Przy­le­ciał wnu­czek, bab­ci się zła­pał,
Poci się, stę­ka, aż się za­sa­pał!
Wnu­czek za bab­cię,
Bab­cia za dziad­ka,
Dzia­dek za rzep­kę,
Oj, przy­dał­by się ktoś na przy­czep­kę!
Pocą się, sa­pią, stę­ka­ją sro­go,
Cią­gną i cią­gną, wy­cią­gnąć nie mogą!

Za­wo­łał wnu­czek szcze­niacz­ka Mrucz­ka,
Przy­le­ciał Mru­czek i cią­gnie wnucz­ka!
Mru­czek za wnucz­ka,
Wnu­czek za bab­cię,
Bab­cia za dziad­ka,
Dzia­dek za rzep­kę,
Oj, przy­dał­by się ktoś na przy­czep­kę!
Pocą się, sa­pią, stę­ka­ją sro­go,
Cią­gną i cią­gną, wy­cią­gnąć nie mogą!

Na kur­kę czy­hał ko­tek w ukry­ciu,
Za­szcze­kał Mru­czek: “Po­móż nam, Ki­ciu!”
Ki­cia za Mrucz­ka,
Mru­czek za wnucz­ka,
Wnu­czek za bab­cię,
Bab­cia za dziad­ka,
Dzia­dek za rzep­kę,
Oj, przy­dał­by się ktoś na przy­czep­kę!
Pocą się, sa­pią, stę­ka­ją sro­go,
Cią­gną i cią­gną, wy­cią­gnąć nie mogą!

Więc woła Ki­cia kur­kę z po­dwór­ka,
Wnet przy­le­cia­ła usłuż­na kur­ka.
Kur­ka za Ki­cię,
Ki­cia za Mrucz­ka,
Mru­czek za wnucz­ka,
Wnu­czek za bab­cię,
Bab­cia za dziad­ka,
Dzia­dek za rzep­kę,
Oj, przy­dał­by się ktoś na przy­czep­kę!
Pocą się, sa­pią, stę­ka­ją sro­go,
Cią­gną i cią­gną, wy­cią­gnąć nie mogą!

Szła so­bie gą­ska ście­żyn­ką wą­ską,
Krzyk­nę­ła kur­ka: “Chodź no tu gą­sko!”
Gą­ska za kur­kę,
Kur­ka za Ki­cię,
Ki­cia za Mrucz­ka,
Mru­czek za wnucz­ka,
Wnu­czek za bab­cię,
Bab­cia za dziad­ka,
Dzia­dek za rzep­kę,
Oj, przy­dał­by się ktoś na przy­czep­kę!
Pocą się, sa­pią, stę­ka­ją sro­go,
Cią­gną i cią­gną, wy­cią­gnąć nie mogą!

Le­ciał wy­so­ko bo­cian-dłu­go­nos,
“Fruń­że tu, boć­ku, do nas na po­moc!”
Bo­ciek za gą­skę,
Gą­ska za kur­kę,
Kur­ka za Ki­cię,
Ki­cia za Mrucz­ka,
Mru­czek za wnucz­ka,
Wnu­czek za bab­cię,
Bab­cia za dziad­ka,
Dzia­dek za rzep­kę,
Oj, przy­dał­by się ktoś na przy­czep­kę!
Pocą się, sa­pią, stę­ka­ją sro­go,
Cią­gną i cią­gną, wy­cią­gnąć nie mogą!

Ska­ka­ła dro­gą zie­lo­na żab­ka,
Zła­pa­ła boć­ka – rzad­ka to grat­ka!
Żabka za boć­ka,
Bo­ciek za gą­skę,
Gą­ska za kur­kę,
Kur­ka za Ki­cię,
Ki­cia za Mrucz­ka,
Mru­czek za wnucz­ka,
Wnu­czek za bab­cię,
Bab­cia za dziad­ka,
Dzia­dek za rzep­kę,
A na przy­czep­kę
Kaw­ka za żab­kę
Bo na tę rzep­kę
Też mia­ła chrap­kę.

Tak się za­wzię­li, Tak się na­dę­li,
Ze na­gle rzep­kę
Trr­rach!! – wy­cią­gnę­li!
Aż wstyd po­wie­dzieć,
Co było da­lej!
Wszy­scy na sie­bie
Po­upa­da­li:
Rzep­ka na dziad­ka,
Dzia­dek na bab­cię,
Bab­cia na wnucz­ka,
Wnu­czek na Mrucz­ka,
Mru­czek na Ki­cię,
Ki­cia na kur­kę,
Kur­ka na gą­skę,
Gą­ska na boć­ka,
Bo­ciek na żab­kę,
Żabka na kaw­kę
I na ostat­ku
Kaw­ka na traw­kę.

Wiersze do recytowania dla młodzieży

Inwokacja – Adam Mickiewicz

Li­two, Oj­czy­zno moja! ty je­steś jak zdro­wie;
Ile cię trze­ba ce­nić, ten tyl­ko się do­wie,
Kto cię stra­cił. Dziś pięk­ność twą w ca­łej ozdo­bie
Wi­dzę i opi­su­ję, bo tę­sk­nię po to­bie.

Pan­no świę­ta, co Ja­snej bro­nisz Czę­sto­cho­wy
I w Ostrej świe­cisz Bra­mie! Ty, co gród zam­ko­wy
No­wo­gródz­ki ochra­niasz z jego wier­nym lu­dem!
Jak mnie dziec­ko do zdro­wia po­wró­ci­łaś cu­dem
(— Gdy od pła­czą­cej mat­ki, pod Two­ją opie­kę
Ofia­ro­wa­ny mar­twą pod­nio­słem po­wie­kę;
I za­raz mo­głem pie­szo, do Twych świą­tyń pro­gu
Iść za wró­co­ne ży­cie po­dzię­ko­wać Bogu —)
Tak nas po­wró­cisz cu­dem na Oj­czy­zny łono!…
Tym­cza­sem, prze­noś moją du­szę utę­sk­nio­ną
Do tych pa­gór­ków le­śnych, do tych łąk zie­lo­nych,
Sze­ro­ko nad błę­kit­nym Nie­mnem roz­cią­gnio­nych;
Do tych pól ma­lo­wa­nych zbo­żem roz­ma­item,
Wy­zła­ca­nych psze­ni­cą, po­sre­brza­nych ży­tem;
Gdzie bursz­ty­no­wy świe­rzop, gry­ka jak śnieg bia­ła,
Gdzie pa­nień­skim ru­mień­cem dzię­cie­li­na pała,
A wszyst­ko prze­pa­sa­ne jak­by wstę­gą, mie­dzą
Zie­lo­ną, na niej zrzad­ka ci­che gru­sze sie­dzą.

Do młodych – Adam Asnyk

Szu­kaj­cie praw­dy ja­sne­go pło­mie­nia!
Szu­kaj­cie no­wych, nie od­kry­tych dróg…
Za każ­dym kro­kiem w taj­ni­ki stwo­rze­nia
Co­raz się du­sza ludz­ka roz­prze­strze­nia
I więk­szym sta­je się Bóg!

Choć otrzą­śnie­cie kwia­ty barw­nych mi­tów,
Choć roz­pro­szy­cie le­gen­do­wy mrok,
Choć mgle uro­jeń ze­drze­cie z błę­ki­tów,
Lu­dziom nie­biań­skich nie zbrak­nie za­chwy­tów,
Lecz da­lej się­gnie ich wzrok.

Każ­da epo­ka ma swe wła­sne cele
I za­po­mi­na o wczo­raj­szych snach…
Nie­ście więc wie­dzy po­chod­nie na cze­le
I nowy udział bierz­cie w wie­ków dzie­le,
Przy­szło­ści pod­no­ście gmach!

Ale nie depcz­cie prze­szło­ści oł­ta­rzy,
Choć ma­cie sami do­sko­nal­sze wznieść;
Na nich się jesz­cze świę­ty ogień ża­rzy
I mi­łość ludz­ka stoi tam na stra­ży,
I wy win­ni­ście im cześć!

Ze świa­tem, któ­ry w ciem­ność już za­cho­dzi
Wraz z cała tę­czą ide­al­nych snów,
Praw­dzi­wa mą­drość nie­chaj was po­go­dzi,
I wa­sze gwiaz­dy, o zdo­byw­cy mło­dzi,
W ciem­no­ści po­ga­sną znów!

1 komentarz do “Wiersze do recytacji”

Dodaj komentarz