Wiersze o jesieni – na czas, gdy pierwsze liście zaczną spadać!

Autor: Anna Morawska

Jesień to przepiękna pora roku. Świat ubiera się na złocisto-żółto-rudymi barwami, na ulice spadają liście mieniące się jesiennymi barwami, a upały zaczynają zastępować dni z lekko siąpiącym deszczem. Poniżej prezentujemy wybór najpiękniejszych wierszy i wierszyków o jesieni autorstwa najwybitniejszych poetów.

Strofy o późnym lecie – Julian Tuwim

1
Zo­bacz, ile je­sie­ni!
Peł­no, jak w ce­brze wina,
A to do­pie­ro po­czą­tek,
Do­pie­ro się za­czy­na.

2
Na­zło­ci­ło się li­ści,
Że ko­sza­mi wy­no­sić,
A tra­wa jaka buj­na,
Aż się pro­si, by ko­sić.

3
Lato, w bu­tel­ki roz­la­ne
Na pół­kach sło­dem się bu­rzy.
Za­raz kor­ki wy­sa­dzi,
Już nie wy­trzy­ma dłu­żej.

4
A tu uwię­dem na­ra­sta
Win­na, ja­błecz­na pora,
Czer­wien­na, tra­wia­sta, li­ścia­sta,
W szkle pę­ka­te­go gą­sio­ra

5
Na go­rą­cym ka­mie­niu
Jasz­czur­ka jesz­cze sie­dzi.
Zie­le, zie­le wę­żo­we
Wije się z gib­kiej mie­dzi.

6
Sia­no su­che i miod­ne
Wia­trem nad łąką stoi.
Wes­tchnie, wo­nią po­wie­je
I zno­wu się uspo­koi.

7
Ob­ło­ki leżą w sta­wie,
Jak płat­ki w szklan­ce wody.
La­ską plu­skam ostroż­nie,
Aby nie zmą­cić po­go­dy.

8
Słoń­ce głę­bo­ko we­szło
W wodę, we mnie i w zie­mię,
Wiatr nam oczy przy­my­ka.
Cie­płem prze­ję­ty drze­mię.

9
Z kuch­ni aro­mat le­śny:
Kipi we wrząt­ku igli­wie.
Ten wy­war sam wy­my­śli­łem:
Bór wre w zło­ci­stej oli­wie.

10
I wier­sze sam wy­my­śli­łem.
Nie wiem, czy co po­mo­gą,
Po­wo­li je pi­szę, po­wo­li,
Z mi­ło­ścią, ża­lem, trwo­gą.

11
I ty, mój czy­tel­ni­ku,
Po­wo­li, po­wo­li czy­taj,
Wiel­kie lato umie­ra
I wiel­ką je­sień wita.

12
Wy­pi­ję kwar­tę je­sie­ni,
Do par­ku pu­ste­go wró­cę,
Nad zim­ną, ciem­ną zie­mię
Pod ja­sny księ­życ się rzu­cę.

Jesień – Leopold Staff

Jesień mnie cieniem zwiędłych drzew dotyka,
Słońce rozpływa się gasnącym złotem.
Pierścień dni moich z wolna się zamyka,
Czas mnie otoczył zwartym żywopłotem.

Ledwo ponad mogę sięgnąć okiem
Na pola szarym cichnące milczeniem.
Serce uśmierza się tętnem głębokiem.
Czemu nachodzisz mnie, wiosno, wspomnieniem?

Tak wiele ważnych spraw mam do zachodu,
Zanim z mym cieniem zostaniemy sami.
Czemu mi rzucasz kamień do ogrodu
I mącisz moją rozmowę z ptakami?

Jesień – Leopold Staff

Rozełkała się jesień łzami dżdżu mętnemi,
W mgle zdrętwienia śpią mroczne, zasępione łany…
Ucichło we mnie wszystko, padło w mrok podziemi.
Drzwi, co w świat czucia wiodą, głucho się zawarły,
Jestem jak serce gwiazdy wystygłej, umarłej,
Gdzieś dawno przed tysiącem wieków zapomnianej.

Na rany duszy kładzie mgła wilgotne płótna,
Co koją ból. Usnęła pamięć i sumienie.
Jest mi, jak gdyby nigdy troska ni myśl smutna
Nie była duszy biczem ni ogniem, co pali.
Dobrze jej w znieczuleniu… Niech śpi! Ból hen — w dali.
Niechaj nie wstaje słońce — bo cichsze są cienie…

A teraz tylko cienia pragnę, tylko ciszy,
By się nie zbudził potwór ciemny i ponury,
Co duszy mej widnokrąg zaległ. Gdy usłyszy
Dźwięk, gdy go zbudzi blask, zwraca swe lice
Ku mnie i z oczu krwawych ciska błyskawice,
Śmieje się gniewnie, jakby grzmot przebiegał chmury.

Woła szyderczo, świecąc ślepi szkliwem białem,
Żem grzechy swe, miast zabić, stroił w tęcz odzienie,
Ze miałem iść przez ciernie, a ja — tchórz — zostałem,
Żem wielkich pragnień ptaki zabił podłą dłonią,
Co wyrzut mają w oczach, mrąc, lecz się nie bronią…
Niechaj nie wstaje słońce — bo cichsze są cienie

Teraz śpi potwór. Jesień płacze łzy mętnemi,
W mgle zdrętwienia śpią mroczne, zasępione łany…
Ucichło we mnie wszystko, padło w mrok podziemi.
Drzwi, co w świat czucia wiodą, głucho się zawarły.
Jestem jak serce gwiazdy wystygłej, umarłej,
Gdzieś dawno przed tysiącem wieków zapomnianej.

Jesienią – Maria Konopnicka

Je­sie­nią, je­sie­nią
Sady się ru­mie­nią;
Czer­wo­ne ja­błusz­ka
Po­mię­dzy zie­le­nią.

Czer­wo­ne ja­błusz­ka,
Zło­ci­ste gru­szecz­ki
Świe­cą się jak gwiaz­dy
Po­mię­dzy li­stecz­ki.

Pój­dę ja się, pój­dę
Po­kło­nić ja­bło­ni,
Może mi ja­błusz­ko
W cza­pecz­kę uro­ni!

Pój­dę ja do gru­szy,
Na­sta­wię far­tusz­ka,
Może w nie­go spad­nie
Jaka ślicz­na grusz­ka!

Je­sie­nią, je­sie­nią
Sady się ru­mie­nią;
Czer­wo­ne ja­błusz­ka
Po­mię­dzy zie­le­nią.

O jesieni, jesieni – Kazimiera Iłłakowiczówna

Niech się wszystko odnowi, odmieni….
O jesieni, jesieni, jesieni …..
Niech się nocą do głębi przeźrocza
nowe gwiazdy urodzą czy stoczą,
niech się spełni, co się nie odstanie,
choćby krzywda, choćby ból bez miary,
niesłychane dla serca ofiary,
gniew czy miłość, życie czy skonanie,
niech się tylko coś prędko odmieni.
O jesieni!… jesieni! … jesieni!

Ja chcę burzy, żeby we mnie z siłą
znowu serce gorzało i biło,
żeby życie uniosło mnie całą
i jak trzcinę w objęciu łamało!
Nie trzymajcie, nie wchodźcie mi w drogę
już się tyle rozprysło wędzideł …
Ja chcę szczęścia i bólu, i skrzydeł
i tak dłużej nie mogę, nie mogę!
Niech się wszystko odnowi, odmieni! …
O jesieni! … jesieni! … jesieni.

Astry – Adam Asnyk

Znowu więdną wszystkie zioła,
Tylko srebrne astry kwitną,
Zapatrzone w chłodną niebios
Toń błękitną…
Jakże smutna teraz jesień!
Ach, smutniejsza niż przed laty,
Choć tak samo żółkną liście
Więdną kwiaty
I tak samo noc miesięczna
Sieje jasność, smutek, ciszę
I tak samo drzew wierzchołki
Wiatr kołysze
Ale teraz braknie sercu
Tych upojeń i uniesień
Co swym czarem ożywiały
Smutna jesień
Dawniej miała noc jesienna
Dźwięk rozkoszy w swoim hymnie
Bo anielska, czysta postać
Stała przy mnie
Przypominam jeszcze teraz
Bladej twarzy alabastry,
Krucze włosy – a we włosach
Srebrne astry…
Widzę jeszcze ciemne oczy…
I pieszczotę w ich spojrzeniu
Widzę wszystko w księżycowym
Oświetleniu…

Jesień – Jan Brzechwa

O, jakie rzewne widowisko:
Czerwone liście za oknami
I cienie brzóz, płynące nisko
Za odbitymi obłokami.

Pies nie ujada. Zły i chory
Omija cienie października,
Na tykach ciepłe pomidory
Są jak korale u indyka,

Na babim lecie, zawieszonym
Między drzewami jak antena,
Żałośnie drga wyblakłym tonem
Niepowtarzalna kantylena,

Rzednąca trawa, blade dzwońce,
Rozklekotane późne świerszcze,
I pomarszczone siwe słońce,
I ja – piszący rzewne wiersze.

Jesień – K.I. Gałczyński

Jabł­ka świe­cą na drze­wach jak wę­gle w po­pie­le,
wia­trak pęka ze śmie­chu i po­wie­trze mie­le.

Jak na fry­zie kla­sycz­nym dziew­czy­ny do­stoj­ne
z ró­żo­wy­mi żą­dza­mi męż­ną wio­dą woj­nę.

Już kasz­tan się osy­pał i ochło­dły ran­ki;
o, mło­dy przy­ja­cie­lu, po­szu­kaj ko­chan­ki

z ma­łym dom­kiem, ogród­kiem, sen­nym for­te­pia­nem,
któ­ra by wło­sy two­je cze­sa­ła nad ra­nem,

z któ­rą byś po śnia­da­niu czy­tał Mic­kie­wi­cza –
niech bę­dzie sil­na w ręku, a pięk­na z ob­li­cza,

jak je­sień za­my­ślo­na, jak Je­sień śmier­tel­na
i jako jabł­ka owe cierp­ka i we­sel­na.

Jesienne niebo – Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Jesienne niebo słodkie, pełne łaski
spowite w szal kaukaski,
przez drzew bezlistnych rozszczepione pędzle
przeciąga różową frędzlę.
I ku nadziei mej podchodzi z bliska,
słodyczą mnie uściskaj
i na tęsknocie mej opiera dłonie

pachną ostatnie lewkonie.
Jesienne niebo słodkie, pełne łaski,
zwija swój szal kaukaski
a odrzuciwszy go, staje bez ruchu
z cekinem złotym w uchu.

Liście jesienne – Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

 Liście jesienne leżą po brzegach dróg, mieniąc się jedną połową tęczy.
 Wyglądają jak rozsypane róże wszelkich barw.
 W stawie drżą złote plamy. Rząd drzew odbija się w nim różnie: wierzba — mgłą siwą, czerwona leszczyna — skrzydłem motyla, topole — ciemnemi kolumnami.
 Skośne marmurowe schody, prowadzące ku wodzie, odbijają się wgłąb i w przeciwną stronę niż prowadzą, tworząc klin.
 Zadarte liście wierzby płyną jak dżonki, wiatrem popychane.
 Wysoko przelatujące samoloty suną przez głębinę jak czarne płotki, małą gromadą.
 Woda żyje, drzewa budzą się dzisiaj.

Jesień – Edward Stachura

Zanurzać zanurzać się
w ogrody rudej jesieni
i liście zrywać kolejno
jakby godziny istnienia

Chodzić od drzewa do drzewa
od bólu i znowu do bólu
cichutko krokiem cierpienia
by wiatru nie zbudzić ze snu

I liście zrywać bez żalu
z uśmiechem ciepłym i smutnym
a mały listek ostatni
zostawić komuś i umrzeć

Jak nie kochać jesieni – Tadeusz Wywrocki

Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,
Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.
Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,
Czekając na swych braci, za morze lecących.

Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.

Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,
Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.
Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.
Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.

Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,
Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.
I w swoim majestacie uczy nas pokory.
Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.

Jesienna zaduma – Jerzy Harasymowicz

Nic nie mam
Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem
Nawet nie wiem
Jak tam sprawy z lasem,
Rano wstaję, poemat chwalę
Biorę się za słowa, jak za chleb
Rzeczywiście, tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony
Nic nie mam
Tylko z daszkiem nieba zamyślony kaszkiet
Nie zważam
Na mody byle jakie
Piszę wyłącznie, piszę wyłącznie
Uczuć starym drapakiem
Rzeczywiście tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony

Dodaj komentarz