Polska literatura wojenna to bardzo obszerna gałąź te dziedziny. Powstało bardzo wiele książek, zarówno fabularnych, jak i reportażowych, które dają świadectwo tego, jak okrutnym i niebezpiecznym czasem była II wojna światowa. Polska znalazła się wówczas pomiędzy dwoma głównymi stronami konfliktu, przez co na terenie naszego kraju miało miejsce niezwykle dużo wydarzeń bardzo znamiennych dla tamtego okresu. Jednym z nich była prowadzona przez wojska niemieckie eksterminacja ludności żydowskiej, zamykanie jej przedstawicieli w gettach oraz wywózka do obozów zagłady, gdzie byli mordowani. Właśnie o życiu w getcie warszawskim oraz o organizacji powstania w nim opowiada reportaż Hanny Krall, pt. Zdążyć przed Panem Bogiem.
Spis treści
Zdążyć przed Panem Bogiem – streszczenie krótkie
Zdążyć przed Panem Bogiem to wstrząsający reportaż autorstwa Hanny Krall, w którym na podstawie rozmów przeprowadzonych z ostatnim żyjącym wówczas dowódcą powstania w getcie warszawskim, próbuje ona zrekonstruować rzeczywistość oraz codzienne funkcjonowanie getta. Marek Edelman opowiada nie tylko o życiu w getcie, lecz także o kulisach powstania, o tym, z jakim odbiorem na świecie spotykały się jego opowieści po wojnie oraz o swojej drodze, która doprowadziła go do kariery wybitnego kardiochirurga.
Opowieść rozpoczyna się od opisu powstania. Marek Edelman opisuje je w kategoriach rozpaczliwego i desperackiego zrywu, który miał na celu zaalarmowanie świata o tym, co w Europie dzieje się z Żydami za sprawą ideologii nazistowskiej i rządów Adolfa Hitlera w III Rzeszy. Powstańcy, których było mniej niż podaje się w oficjalnej wersji, wiedzieli, że nie zwyciężą w tej nierównej walce, chodziło jedynie o wybór rodzaju śmierci – to był jedyny sposób na zachowanie jakiejkolwiek godności ludzkiej w tej upokarzającej sytuacji. Dowódcą powstania został młody i niewyszkolony Mordechaj Anielewicz, którego wkrótce przerosła ta funkcja i który po paru tygodniach odebrał sobie życie. Wybrano go do tej roli, ponieważ był bardzo ambitny i „bardzo chciał”, co wiele mówi o sposobie przyznawania funkcji w getcie. Samobójstwa były zresztą bardzo częste w getcie, zwłaszcza wśród powstańców. Dowództwo przejął Marek Edelman, ale jego zadaniem było jedynie doprowadzenie zrywu do końca, który nastąpił, gdy Niemcy podpalili getto. Dowódca wraz z ostatnimi powstańcami zdołał uciec na aryjską stronę kanałami. Jako dowodzący sprawdzał się, lecz nie czuł się powołany do tej roli, czuł brak swojego wyszkolenia, charyzmy oraz fakt, że Żydzi stanęli naprzeciwko uzbrojonemu i dobrze wyszkolonemu regularnemu wojsku.
Codzienność w getcie przepełniona była biedą, chorobami, lękiem i głodem tak wielkim, że stał się on tematem prac naukowych. Dochodziło do kradzieży, rabunków, aktów prostytucji za jedzenie, a nawet aktów kanibalizmu. Niemcy na początku okłamywali Żydów, że wywożą ich w inne miejsce do pracy, jedna po pewnym czasie dla wszystkich stało się jasne, że transporty prowadzą jedynie do obozów zagłady.
Edelman był gońcem w szpitalu w getcie, miał okazję do wyciągania niektórych osób, które mogły być przydatne w organizacji konspiracyjnej, z transportów. Podobne działania prowadziły np. pielęgniarki z ambulatorium, które łamały pacjentom nogi, by nie byli zdolni do podróży. Przed likwidacją getta dochodziło już nawet do morderstw niemowląt, które pielęgniarki truły, by oszczędzić im śmierci w komorach gazowych.
Po upadku powstania Marek Edelman miał ogromny problem z wyjściem z traumy i depresji. Pomogła mu w tym żona, Ala, zapisując go na studia medyczne. Okazało się to powołaniem Edelmana, który stał się wybitnym kardiochirurgiem, współpracującym z legendarnym lekarzem Janem Mollem. Edelman w ten sposób spłacał swój metafizyczny dług, ratował ludziom życie w zamian za tych, których nie był w stanie uratować w getcie.
Po wojnie spotkał się m.in. z córką kolaboranta, która chciała zapytać go wprost dlaczego zginął jej ojciec. Reakcja środowiska żydowskiego, które zarzucało mu odbrązawianie mitu powstania w getcie sprawiła, że zamilkł na całe dekady i nigdy nie poruszał tych wątków. Zrobił to dopiero w rozmowie z Haną Krall w reportażu pt. Zdążyć przed Panem Bogiem.
Zdążyć przed Panem Bogiem – streszczenie szczegółowe
Książka Hanny Krall rozpoczyna się od opisu wybuchu powstania w getcie warszawskim w 1943 roku. Wydarzenia opisywane są z perspektywy Marka Edelmana, jednego z dowódców tego zrywu. Budzi się od od strzałów słyszanych z oddali. Kontaktuje się z chłopakiem, który zajmował się dostarczaniem broni, i który prosi go o odnalezienie jego dziecka w razie jego śmierci. Narrator opowiada również o jednym z pierwszych starć, do których doszło w fabryce szczotek oraz odparcie ogniem niemieckich emisariuszy.
Marek Edelman opowiada o Mordechaju Anielewiczu, młodym chłopaku, który został wybrany na komendanta powstania, „ponieważ bardzo chciał”. Był to młody i ambitny człowiek, którego jednak bardzo szybko przerosła powaga zajmowanego stanowiska. Po kilku tygodniach odebrał życie swojej ukochanej i popełnił samobójstwo w efekcie załamania psychicznego. Pociągnęło to za sobą kilkadziesiąt innych zgonów.
Później dowodzenie w powstaniu przejmuje sam Edelman. Snuje również refleksję na temat muru getta, który sam z siebie nie był wysoki – pozwalał dojrzeć świat znajdujący się poza gettem – lecz stanowił symbol milczenia świata, jakie panowało wokół sprawy żydowskiej i cierpienia Żydów. W walce ginie Michał Klepfisz, który ponosi ekspiacyjną śmierć ściągając na siebie ogień karabinu maszynowego, by jego towarzysze mogli ujść z zasadzki.
Wcześniej Marek Edelman pełnił funkcję gońca w szpitalu w getcie. Wyławiał niektórych członków organizacji konspiracyjnej z Umschlagplatzu, czyli miejsca, z którego wywożono Żydów z getta do obozów zagłady. Edelman opisuje różne metody „wabienia” Żydów na Umschlagplatz oraz całą machinę propagandową, która miała zaciemniać prawdziwy cel wywózek. Wspomina o „numerkach życia” czy o maszynach do szycia. Każdy sposób prędzej czy później jednak prowadził do transportu.
Edelman wspomina również czas przyspieszonej likwidacji getta, kiedy był świadkiem wywiezienia do obozów śmierci około czterystu tysięcy ludzi w getcie. Opowiada o tym, jak pielęgniarki w szpitalach próbowały ratować ludzi przed wywózką, np. łamiąc im nogi. Gdy nie było odwrotu, potrafiły nawet truć dzieci, by te uniknęły straszliwej śmierci w komorze gazowej.
W kolejnej części reportażu mowa jest o powojennym odbiorze słów Edelmana na temat powstania i życia w getcie. Często spotykał się z zarzutami demitologizowania zrywu i manipulacji faktami w celu obnażenia przyziemności powstania. Wielokrotnie doświadczał tego, że sposób w jaki mówił o powstaniu nie pokrywa się z tym, czego oczekiwali od niego Żydzi oraz politycy po wojnie. Oni chcieli bowiem mitycznych opowieści, a nie realizmu, który okazywał się często dużo mniej chwalebny.
Marek Edelman jadąc tramwajem i doznając traumy na punkcie swojego żydowskiego pochodzenia, wspomina śmierć Krystyny Krahelskiej jako przykład „pięknej śmierci”, a to prowokuje go również do rozważań na temat głodu w getcie. Była to istna zmora, która doprowadzała ludzi do realnego szaleństwa. Racjonowano żywność chorym, okradano dzieci, a nawet zjadano ludzkie zwłoki. Było to zjawisko, które w późniejszych latach stało się nawet tematem badań naukowych. Ludzie z głodu przestawali być ludźmi, a stawali się wyłącznie wegetującymi istotami, nastawionymi wyłącznie na zdobycie najmniejszej porcji żywności, choćby kosztem czyjegoś życia.
Następnie w książce następuje opis postaci kardiochirurga Jana Molla, który w latach powojennych stał się autorytetem zawodowym dla Marka Edelmana. Był to człowiek nad wyraz uczciwy, dobrze wychowany, obdarzony wieloma zainteresowaniami i pasjami oraz utalentowany w dziedzinie właśnie chirurgii. Praktykował już w czasie wojny. Przeprowadzał wiele nowatorskich zabiegów kardiochirurgicznych, dzięki którym ratował ludzkie życia, lecz zawsze panicznie bał się oskarżenia o prowadzenie eksperymentów na pacjentach i zarzutów o nieetyczne postępowanie. Dla narratora książki stał się wzorem nie tylko pod względem moralnym, lecz przede wszystkim specjalistycznym.
Edelman spierając się z Krall snuje refleksje o różnych rodzajach śmierci, o jej godności oraz jej braku, na przykładzie ludzi spokojnie idących na śmierć w obozach.
Marek Edelman opowiada o funkcjonowaniu ambulatorium na terenie getta oraz o tym, do jak straszliwych czynów musiały posuwać się pielęgniarki, by móc uratować niektórych Żydów przed wywózką, albo po prostu dać im lekką śmierć, zamiast długiej podróży pociągiem i śmierci w komorze gazowej. Młode dziewczyny nawet zabijały noworodki.
W dalszej części reportażu Krall opisuje powojenne spotkanie Edelmana z córką szefa żydowskiej policji, czyli kolaboranta, Lejkina. Dziewczyna nie jest w stanie zrozumieć dlaczego Żydzi zabili jej ojca. Edelman mówi, że nie chciał przekazać im pieniędzy na broń, a kobieta zauważa, że pieniądze przeznaczał na jej utrzymanie po aryjskiej stronie.
Marek Edelman gorzko opisuje koniec powstania w getcie warszawskim, któremu towarzyszyło poczucie beznadziei, fala samobójstw oraz podpalenie getta przez Niemców. On sam wraz z nielicznymi ocalałymi, uciekł z getta kanałami.
Kolejne fragmenty książki opisują trudną drogę Edelmana do zostania lekarzem. Po wojnie wpadł w depresję, którą przerwała jego żona, Ala, zapisując go na studia medyczne. Prawdziwą jednak przyczyną, dla której zdecydował się na taką właśnie drogę, był fakt, że w ten sposób chciał ratować życie ludzkie. Interesowały go najcięższe przypadki, gdyż wówczas czuł się jakby ścigał się z Panem Bogiem, który chciał w danym momencie odebrać życie jego pacjentowi. Ratując ludzkie życia chciał w pewien sposób odpokutować to, że – jego zdaniem – bardzo niewielu ludzi uratował w getcie.
Hanna Krall opisuje również upadek powstania w getcie oraz to, z jakim odbiorem (niedowierzaniem) spotykało się w opinii światowej. Powstanie posiłkowało się również wieloma aktywistami ze strony aryjskiej, którzy na przykład organizowali dostawy broni dla powstańców.
Reportaż kończy obszerna refleksja nad budową ludzkiego serca, która jest anatomicznym symbolem całego ludzkiego jestestwa, z całą jego grozą oraz niesamowitym pięknem.