W dawnych czasach z Ambrożym Kleksem łączyła mnie szczera i bezinteresowna przyjaźń. Potem jednak – jak to w życiu bywa – nasze drogi się rozeszły i nie mieliśmy już okazji utrzymywać kontaktów tak często, jakbyśmy sobie tego życzyli, choć nadal myśleliśmy o sobie nawzajem bardzo serdecznie. Tym mocniej zaskoczył mnie fakt, że któregoś razu, zupełnie bez zapowiedzi, w drzwiach mojego gabinetu pojawił się nie kto inny, jak sam Ambroży Kleks we własnej osobie.
– Mój drogi Przyjacielu – zaczął bez ogródek. – Wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale mam pewien kłopot, w którym tylko ty możesz mi pomóc.
– Słucham cię z uwagą, Ambroży – odparłem zaciekawiony.
– Otóż zwykle obracam się w świecie bajek i baśni, a po raz pierwszy zwróciła się do mnie osoba rodem z legendy. I to z legendy o Smoku Wawelskim!
Milczałem zdziwiony. Ambroży Kleks ciągnął:
– Przybył do mnie Szewczyk Dratewka i poprosił o pomoc w pokonaniu Smoka Wawelskiego. A ja, cóż ja mam wspólnego ze smokami? Próbowałem sobie przypomnieć, czy doktor Paj-Chi-Wo wspominał coś o tych stworach w swoich naukach, ale nie znalazłem o tym ani słowa. Przyjacielu, czy mógłbyś mi pomóc w rozwiązaniu tej sytuacji? Będę ci wdzięczny po wsze czasy!
Zamyśliłem się głęboko. Smoki to nie taka prosta sprawa. To legendarne stworzenia, bardzo groźne. Agresywnie wdarły się do wielu bajek, podań i legend, są obecne w kulturze do dziś i niestety cieszą się sławą stworzeń nie do zwyciężenia. Zamknąłem swoje czarodziejskie biuro wcześniej, przeszliśmy z Ambrożym do mojego salonu gościnnego i przy fioletowej herbacie oraz ciasteczkach z ekologicznego kurzu, zaczęliśmy myśleć nad sposobem na pokonanie smoka.
– To nie takie proste – głośno myślałem chodząc po salonie. – Smoka nie da się pokonać w zwykłym starciu, żaden człowiek nie jest w stanie tego dokonać.
– A więc nic nie da się zrobić? – Ambroży złapał się za głowę. – Po całym świecie bajek, baśni i legend rozejdzie się teraz fama, że Ambroży Kleks nie potrafił pomóc Szewczykowi Dratewce. To będzie koniec mojej Akademii!
– Niekoniecznie, mój Przyjacielu! To, że smoka nie da pokonać się w normalnej walce, nie znaczy, że nie da się go unieszkodliwić w inny sposób.
– Co masz na myśli?
– Mój drogi Ambroży, trzeba użyć fortelu!
Kleks niejako ożywił się na te słowa.
– Fortel! Tak, fortel! To jest to! Tylko… tylko jaki fortel?
Na dłuższą chwilę zapadło milczenie. Niemal dało się w tej ciszy dosłyszeć wytężoną pracę naszych umysłów!
– Może – zaczął Ambroży nieśmiało. – Obsypać jego kryjówkę pyłem nasennym z mojego balonu. A potem śpiącego smoka zamknąć w wielkiej skrzyni, zamknąć ją na kłódkę i zakopać głęboko w górach.
– To chyba niezbyt dobry pomysł – stwierdziłem. – Obsypując kryjówkę smoka pyłem, mógłbyś uśpić cały Kraków i nie byłoby komu zamknąć smoka, a gdy ludzie by się pobudzili, Smok również by już nie spał.
– Racja – Ambroży zasępił się. – A może w takim razie zbudować magiczny flet, na którym Szewczyk mógłby wygrywać piękną melodię i w ten sposób wywabić smoka z jego jamy i wyprowadzić we wcześniej przygotowaną pułapkę.
– Ambroży, zanim Szewczyk nauczyłby się grać na flecie, Smok pożre wszystkie okoliczne wsie.
– Ach! – Zakrzyknął Kleks. – Więc chyba nie ma żadnego ratunku.
Znów zapadło milczenie. Powiodłem wzrokiem po gabinecie i na chwilę mój wzrok zatrzymał się na sielskim obrazie przedstawiającym pasterza prowadzącego stado owiec w piękną, zieloną krainę. Wtedy nadeszło olśnienie.
– Ambroży – zakrzyknąłem. – Czym żywią się smoki?
– Z tego, co wiem, najchętniej jedzą mięso. Im bardziej świeże, tym lepiej.
– Zwierzęta?
– Jak najbardziej. Czasem niestety również i ludzi.
– To nieistotne. Mam pewien pomysł.- Usiadłem naprzeciwko Kleksa. – Posłuchaj: Szewczykowi potrzebne będzie ciało owcy. Zamiast jednak mięsa w środku, będzie ładunek siarki…
– To na nic – przerwał mi Ambroży. – Smok nie zatruje się siarką, przecież zieje ogniem! Jego ciało jest przystosowane do takich trucizn.
– Nie o to chodzi, żeby się zatruł. Chodzi o to, by wzbudzić w nim pragnienie. Ale takie pragnienie, jakiego jeszcze nigdy nie czuł.
– Smok ma umrzeć z pragnienia?
– Nie! Właśnie ma to pragnienie zaspokajać. Tuż pod jego jamą płynie Wisła. Rzuci się do jej wypicia, a pragnienie będzie tak silne, że będzie pił i pił, aż pęknie!. Teraz rozumiesz?
Kleks patrzył na mnie w milczeniu, a jego oczy zaszkliły się.
– Mój stary, dobry przyjacielu – powiedział drżącym głosem. – Nie omyliłem się przychodząc do ciebie z prośbą o radę. Twój plan jest genialny i na pewno zadziała. Jestem Twoim dłużnikiem!
– Do usług! – Zakrzyknąłem właściwie do pleców Ambrożego, który już wybiegał, by wrócić do swojej Akademii i tam poinstruować Szewczyka, co ma zrobić, by pokonać smoka. Niecały tydzień później otrzymałem od Ambrożego wiadomość przez magiczny telefon, że cała akcja zakończyła się sukcesem i Smok Wawelski nikomu już nie zagraża.