Labirynt w ujęciu Wisławy Szymborskiej, pokoleniowej rówieśnicy Baczyńskiego, która jednak największą popularnością cieszyła się już po wojnie, odnosi się do egzystencji ludzkiej pojmowanej jako ciągłe szukanie właściwej drogi prowadzącej do wyjścia. Nie do końca w tym przypadku wiadomo skąd, ani co by się miało stać, gdyby człowiek już owo wyjście znalazł, ale autorka zdaje się mówić, że być może w samym szukaniu tkwi istota życia. “(..) tymi schodkami w górę,/ czy tamtymi w dół,/ a potem trochę w lewo,/ jeżeli nie w prawo./ od muru w głębi muru,/ do siódmego progu,/ skądkolwiek, dokądkolwiek (…)”. “Schodki”, “trochę” – takie słowa uświadamiają nam, że mowa tu nie o morderczej ucieczce, a raczej o pewnym rodzaju poszukiwania, do którego, owszem, jesteśmy zmuszeni, ale które samo w sobie nie jest niczym negatywnym.
Wiersz Szymborskiej jest dość równo ułożony, tak jak równym (a więc spokojnym, może nawet niespiesznym) krokiem zdaje się poszukiwać wyjścia z labiryntu podmiot liryczny. “(…) zakręt za zakrętem./ zdumienie za zdumieniem./ za widokiem widok./ Możesz wybierać/ gdzie być albo nie być”. Na ten labirynt można patrzeć jak na pewnego rodzaju grę, człowiek ma wybór, niemalże on ustala jej reguły. Musi w niej uczestniczyć, ale może to robić na własnych zasadach. Labirynt nie przeraża, nie przytłacza, nie trzeba się go bać. Jest raczej zbiorem możliwości do wypróbowania niż matnią. “(…) w czasie,/ niewiele masz czasu,/ z miejsca a miejsce,/ do wielu jeszcze otwartych,/ gdzie ciemność i rozterka,/ albo prześwit, zachwyt,/ gdzie radość, choć nieradość,/ nieomal opodal,/ a gdzie indziej, gdzieniegdzie (…)”. Szymborska bawi się formą wiersza tak, jak, jej zdaniem, można się bawić błądzeniem w labiryncie, choć nawet słowo “błądzenie” brzmi w tym przypadku nazbyt poważnie. W ostatniej strofie autorka proponuje nam zgoła jeszcze inną interpretację życiowego labiryntu. To właśnie on jest ludzką ucieczką. To labirynt jest schronieniem. Dopóki możemy w nim być, odkrywać, gubić się i odnajdywać, sprawdzać, mylić szlaki, a nawet chodzić zupełnie bez żądnego planu – dopóty jesteśmy bezpieczni. Bo “gdzieś stąd musi być wyjście”, a my nadal nie wiemy, co stanie się z nami, gdy je w końcu odnajdziemy.