Widać więc jasno, że tragedia Antygony nie wzięła się znikąd. Była jasną kontynuacją dramatu, który rozpoczął się od postaci Edypa, ponieważ to właśnie jego dotyczyła pierwotna przepowiednia. Chciał on ominął wyroki losu, przeznaczenia, lecz tak naprawdę wszystko, co robił, zbliżało go do jego wypełnienia. Nie ma więc ucieczki.
Jednostka nie jest w stanie w żaden sposób sprzeciwić się przeznaczeniu. Antyczni wierzyli, że właśnie ono ma największą kontrolę nad człowiekiem. W ten sposób zdejmowali ze swoich barków dużą część odpowiedzialności za własne niepowodzenia. Nie można mieć bowiem pretensji do siebie, że nie dało się czemuś rady, skoro tak zechciało przeznaczenie.
W dramacie antycznym miało to o tyle ważną rolę, że dokonywało w widzu pewnego rodzaju oczyszczenia, słynnego „katharsis„. Umacniało jednocześnie przeświadczenie, że człowiek ma znikomy wpływ na własne życie i że jest w gruncie rzeczy uzależniony od bezwzględnej siły losu, która nie liczy się z ludzkim szczęściem bądź nieszczęściem. Antygona czy Edyp byli więc jedynie wykonawcami ślepej woli przeznaczeni i nie mieli żadnego wpływu na to, jak potoczy się ich życie.