„Człowiek – to brzmi dumnie” – tak napisał kiedyś pisarz Maksym Gorki. W tym powiedzeniu wyraża się podziw dla wszystkiego, co potrafi osiągnąć człowiek myślący oraz to, do jakich dobrych wartości i cnót potrafi dojść. Czy jednak zawsze możemy tak powiedzieć? Na co dzień jesteśmy świadkami tego, że określenie „człowiek” wypowiadane z dumą nie pasuje do wszystkich przedstawicieli naszego gatunku. Historia daje nam wiele dowodów na to, że człowiek potrafi drugiemu człowiekowi jego „ludzkość” odebrać w bardzo brutalny sposób. Czy wówczas jednak nie odbiera człowieczeństwa najbardziej samemu sobie?
Gustaw Herling-Grudziński napisał powieść, pt. Inny świat, w której zawarł własne doświadczenia z pobytu w obozie w Jercewie. Był to łagier, do którego w czasie II wojny światowej Związek Radziecki zsyłał więźniów, przeważnie politycznych. Panowały tam straszliwe warunki. Więźniowie pracowali po kilkanaście godzin dziennie przy wycince lasu lub kopaniu rowów. Nie mieli specjalistycznego sprzętu ani nawet ciepłych brań na zimę. Mieszkali w barakach, dostawali głodowe racje żywnościowe. Byli ponadto przesiąknięci strachem, ponieważ jeden zły krok mógł zakończyć się śmiercią ze strony strażników. Więźniom odbierano tożsamość, rzeczy osobiste oraz przede wszystkim godność. Dehumanizowano, czyli odbierano wszystko to, co na co dzień uważamy za najcenniejsze i najbardziej odróżniające nas od zwierząt. Więźniowie staczali się w kłamstwa, bandytyzm, prostytucje i donosicielstwo. Zaprzeczali wszystkim wyznawanym przez siebie wcześniej wartościom. Wszystko po to, by jednego dnia dostać większą kolację lub mniej wymagające stanowisko pracy.
Ludzie, którzy spędzili w łagrach wiele lat, tracili zmysły, ponieważ nie mogli znieść kontaktu z tak brutalną i wyniszczającą rzeczywistością. Trudno się było pogodzić z tym, że jedni ludzie potrafią w tak bestialski sposób znęcać się nad innymi. Człowiek trafiający do łagru, w oczach strażników w jednej chwili przestawał był istotą ludzką. Stawał się narzędziem, przedmiotem, którą w każdej chwili można wyrzucić i zamienić na nowy.
Inne przykłady dehumanizacji możemy odnaleźć w dalszej literaturze obozowej. Na przykład w tomie opowiadań pt. Pożegnanie z Marią Tadeusza Borowskiego. Autor ten również trafił w czasie wojny do obozu zagłady, jednak do obozu niemieckiego. Różnił się on od sowieckich łagrów tym, że określone grupy były po prostu mordowane. Reszta zmuszana była do katorżniczej i wyniszczającej pracy. W opowiadaniu pt. Proszę państwa, do gazu Borowski opisuje, jak więźniowie przyjmowali kolejny transport ludzi. Przypominało to gromadzenie się wygłodniałego stada wokół świeżej ofiary. Przybysze nie wiedzieli jeszcze do końca, co ich czeka, więc ich szok był niewyobrażalny.
Więźniowie nie traktowali ich jak ludzi, tylko jak łup. Można było ukraść coś wartościowego: ubranie, pieniądze, papierosy czy może nawet coś do jedzenia. Nikt nie przejmował się tym, że przybysze też są ludźmi, którzy znaleźli się w dramatycznym położeniu i niektórzy z nich za chwilę stracą życie. Człowiek stał się wrogiem dla człowieka i zatracił wszystkie cechy, jakie predestynowały go wcześniej, by mógł być tak nazywany.
Dehumanizacja to straszliwa zbrodnia. Dzisiaj czytając literaturę, możemy się tylko współczuć ofiarom totalitaryzmów II wojny światowej. Jednak to oprawcy tak naprawdę sami sobie odebrali prawo do nazywania siebie ludźmi. Właśnie wtedy, kiedy próbowali odebrać godność innym.