„Wyznanie ” Czesława Miłosza to literacka spowiedź poety przed Bogiem, próba spojrzenia na siebie i swą twórczość z dystansu. Wiersz powstał w 1986 roku, w czasach pobytu Miłosza w Stanach Zjednoczonych, sześć lat po uhonorowaniu poety literacką Nagrodą Nobla.
Spis treści
Wyznanie – analiza wiersza i środki stylistyczne
Utwór należy do liryki bezpośredniej, występują w tekście czasowniki w 1 osobie: „lubiłem”, „patrzę” oraz zaimki osobowe: „ze mnie”, „ja”. Poeta mówi o sobie i swojej twórczości, mamy więc do czynienia z podmiotem odautorskim.
Jest to wiersz stychiczny, składający się z szesnastu wersów o nieregularnej budowie (od 10 do 15 sylab w wersie). Miłosz stosuje przerzutnię: „Tylu innych / Słusznie było wybranych”, „Skąd by duch / Miał nawiedzać takiego?” Mamy do czynienia z wierszem białym, w którym brak rymów.
Styl utworu jest prosty, koresponduje to z sylwetką samego siebie, jaką kreśli Miłosz – obrazem zwyczajnego człowieka. Wiersz ma formę monologu skierowanego do Boga, rozpoczyna się apostrofą: „Panie Boże…” Mówiąc o swych zwyczajnych, czasem banalnych upodobaniach, poeta używa niewyszukanych epitetów: „dżem truskawkowy”, „wódkę mrożoną”,”śledzie w oliwie”. Podkreśla swe zmysłowe upodobania poprzez wyliczenie; „wódkę[…], śledzie[…], zapachy: cynamonu i goździków”, stosuje kolokwializmy: „rzucam się na jadło”.
Zwierzając się z marzeń o literackiej sławie, które, jego zdaniem, się nie spełniły, używa ironicznych metafor: „festyn krótkich nadziei, zgromadzenie pysznych, turniej garbusów”. Ironię daje się zauważyć również wtedy, gdy pisarz stosuje porównanie: „wiedziałem, co zostaje dla mniejszych, jak ja”. Gdy podsumowuje swoje osiągnięcia pełnymi goryczy pytaniami retorycznymi: „Jakiż więc ze mnie prorok? Skąd by duch miał nawiedzać takiego?”
Wyznanie – interpretacja
Wiersz Miłosza należy do liryki wyznania. Podmiot liryczny zwraca się do Boga, jest to spowiedź skromnego człowieka dotycząca jego najzwyczajniejszych upodobań, jego niedoskonałości. Poeta wyznaje, że lubi dżem truskawkowy, śledzie, wódkę. Lubi ciepło kobiecego ciała, podobają mu się kobiety. „Łakomie patrzę na szyję kelnerki” – stwierdza. Nie widzi w sobie wieszcza, kogoś nadzwyczaj uzdolnionego. Deprecjonuje samego siebie, stwierdzając ironicznie: „rzucam się na jadło, opróżniam szklanice”.
Zadając pytania: „Jakiż więc ze mnie prorok?”, „A mnie kto by uwierzył?” stawia się w opozycji do narodowych wieszczów, Mickiewicza czy Słowackiego, poetów powszechnie cenionych. „Tylu innych słusznie było wybranych, wiarygodnych”- komunikuje. Pytaniem „skąd by duch miał nawiedzać takiego?” nawiązuje do natchnienia Konrada, wygłaszającego Wielką Improwizację. Miłosz, inaczej niż Mickiewiczowski bohater, nie uważa siebie za wybrańca równego Bogu. Podkreśla swą zwyczajność właśnie poprzez pokazanie swych upodobań, takich samych, jakie mają miliony ludzi.
Poeta zdaje sobie sprawę, że jest jednym z wielu, normalnym człowiekiem, mającym wady i zalety. „Z defektem i świadomy tego” – zwierza się. Oznajmia, że umie rozpoznać i docenić wielkie dzieła ludzkości, które mają nieprzemijającą wartość. Przyznaje, że pragnie, by wstąpić w poczet zasłużonych, którzy na zawsze zapisują się w historii. Mówi o sobie: „Pragnący wielkości, umiejący ją rozpoznać gdziekolwiek jest”. Nie łudzi się jednak. Wie, że nie jest geniuszem. Z dużą dozą autoironii podsumowuje: „Wiedziałem, co zostaje dla mniejszych, jak ja:/ Festyn krótkich nadziei, zgromadzenie pysznych,/ Turniej garbusów, literatura”. To bardzo gorzka metafora literatury.
Podmiot liryczny ma świadomość tego, że nie każde dzieło literackie wychodzi spod pióra geniusza. Wie, że każdy pisarz ma krótką chwilę sławy, gdy jego książka trafia do druku, a potem pojawia się w księgarniach. Lecz większość z nich po latach okrywa się mrokiem zapomnienia. Poeta marzy o sławie i zapisaniu się na zawsze na kartach historii literatury, jednak doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że nie jest doskonały.
Miłosz pisze swój wiersz kilka lat po otrzymaniu Nagrody Nobla. Laureat „z defektem”? Poprzez krytyczne spojrzenie na siebie i swoją twórczość, niezatajanie swoich ułomności, poeta dobitnie podkreśla, że nie popadł w megalomanię, że pozostał skromnym człowiekiem i pisarzem.
Pisząc „Wyznanie” jest dojrzałym, doświadczonym mężczyzną, świadomym faktu, że choć tworzy wiersze i poematy, które przynoszą mu sławę, nie jest wybrańcem Boga. Jest szczery, jest do końca sobą. Nie nakłada maski natchnionego wieszcza, jak Konrad z „Dziadów”, nie uzurpuje sobie prawa do bycia równym Bogu. Zwraca się do Boga, jak czynił to Konrad, lecz w jakże innym celu! Tamten żądał władzy, wynosił się ponad innych ludzi, gardził nimi. Podmiot liryczny w wierszu Miłosza spowiada się, jest absolutnie szczery, gdy wyznaje swe „grzechy”: codzienne upodobania, marzenia o sławie, świadomość zwykłości. Może prawdziwa poezja tworzona jest przez prostych, zwykłych ludzi? Nie posągowych, pełnych pychy twórców, ale zwykłych zjadaczy chleba, mających swoje przywary, normalnych do szpiku kości? Może właśnie taka poezja ma największą wartość?