Maciej Boryna to główny bohater noblowskiej powieści Władysława Reymonta, pt. Chłopi. Jest to dobiegający sześćdziesiątki chłop, najbogatszy w swojej wsi. Znany jest ze swojego umiłowania ziemi, którą całe życie uprawiał, i która dawała przetrwać jemu i jego rodzinie. Jego miłość znalazła odzwierciedlenie w ostatnich chwilach życia. Scena śmierci Macieja Boryny to jedna z najsłynniejszych scen tego typu w polskiej literaturze.
Maciej Boryna była jak na swój wiek (w powieści miał on pięćdziesiąt osiem lat) bardzo silnym, wytrzymałym i dość sprawnym człowiekiem. Żyłby pewnie jeszcze bardzo wiele lat, gdyby nie doszło do starcia pomiędzy lipieckimi chłopami a ludźmi z dworu, którzy chcieli doprowadzić do wycinki lasu. Maciej został bardzo poważnie ranny w głowę. Rana nie była śmiertelna, Borynę udało się przetransportować do domu i opatrzyć, jednak do końca zimy nie odzyskał on przytomności. Opiekowała się nim Hanka, synowa, która dobrem odpłacała Borynie za wszystkie utrapienia, których od niego zaznała wcześniej. Maciej odzyskał przytomność, ale nadal był bardzo słaby, nie mógł już uczestniczyć w życiu gospodarstwa. Żył, jakby go nie było.
Któregoś jednak razu, kiedy w domu nie było nikogo, Maciej Boryna przebudził się jakby nagle odzyskał siły i ozdrowiał. Spostrzegł, że nadeszła już wiosna, co uruchomiło w jego chłopskim umyśle skojarzenie z porą zasiewów. W koszuli nocnej wyszedł na podwórze, poszedł do stajni i obór, gdzie doglądał zwierząt. W końcu udał się na swoje pole, gdzie zaczął siać, a ściślej rzecz ujmując – wykonywać gesty przypominające zasiew. W końcu jednak osłabł i zaczął odczuwać, że ziemia stawia mu opór i próbuje go zatrzymać i przyciągnąć ku sobie. W końcu traci przytomność i upada twarzą prosto w ugór, po czym umiera.
Scena ta ma wymiar bardzo symboliczny. Pokazuje jak bardzo chłop polski zżyty był ze swoją ziemią. Nawet kiedy był półprzytomny i bliski śmierci, pamiętał o tym, że wiosna jest czasem zasiewu i ze obowiązek ten musi zostać wypełniony, bo od tego zależy otrzymanie dobrych plonów. Pamiętać należy, że ziemia była najwyższą wartością i największym bogactwem na wsi. Jeśli weźmie się pod uwagę, że Maciej Boryna przez przeszło czterdzieści lat obsiewał swoje morgi i zbierał z nich plony, dzięki którym przetrwać mogła jego rodzina, nie zdziwi fakt, że tak mocno się z nimi zżył. Ostatecznie oddał ducha właśnie w miejscu, do którego i tak przez całe swoje życie należał.