Wtedy poprosiłem Ursusa, by opowiedział mi, co się wydarzyło przed laty w Rzymie. Spojrzał na mnie z troską, głęboko odetchnął i zaczął słowami:
– Widzisz, chłopcze, pamiętam, jakby to było wczoraj. Do dziś odżywają we mnie wspomnienia tamtej chwili, gdy wyszedłem na arenę amfiteatru w Rzymie. Był zbudowany w jednym, straszliwym celu – aby w brutalny sposób mordować w nim wyznawców Chrystusa.
– Wuju Ursusie, czy to w ogóle jest możliwe, by ktoś był aż tak okrutny? – Poczułem jak głos uwiązł mi w gardle.
Ursus westchnął ciężko.
– Oby już nigdy w historii dziejów, w żadnym kraju, na żadnym kontynencie nie władał nikt tak okrutny jak Neron. Widzisz, wydarzyło się tak, że duża część Rzymu spłonęła w tamtym czasie, a winę za ów pożar ponosił właśnie sam Neron.
– Dlaczego tak sądzisz, wuju?
– Twój ojciec, który był krewniakiem bliskiego doradcy cezara, Petroniusza, mówił, że Neron potrzebował natchnienia do napisania poematu o pożarze Troi. Niestety nie potrafił sobie go wyobrazić, więc by zdobyć natchnienie postanowił podpalić najwspanialsze miasto tamtej epoki… – Ursus przerwał na chwilę. Widziałem jak jego ogromne dłonie zaczęły się mimowolnie zaciskać w pięści. Kontynuował: – Winą za pożar postanowił obarczyć cezar biednych, niewinnych chrześcijan. A kara musiała być okrutna…
– To wtedy wyprawiono igrzyska? – Z jednej strony bałem się dalszego ciągu opowieści, a z drugiej nie mogłem powstrzymać ciekawości.
– Tak. Nie mogę ci opowiedzieć, czego byłem tam świadkiem, bo to zbyt okrutne wspomnienia nawet dla mnie…
– A czy to prawda – wyrwało mi się bez zastanowienia. – Że uratowałeś mamę i pokonałeś wielkiego tura?
Ursus spojrzał na mnie. W jego oczach dostrzegłem łzy.
– To prawda, choć nie moja to była zasługa, lecz Pana Jezusa, do którego się pomodliłem, by dał mi siłę do starcia z bestią w jego imieniu.
– Wuju, ale to przecież ogromne zwierzę… Naprawdę udało ci się je powalić?
Ursus przełknął. Widać było, że wspominanie tych czasów sprawia mu trudność.
– Tak, to prawda. Twoja matka przywiązana była do grzbietu tura, a ja musiałem go pokonać i to w taki sposób, by jej nie skrzywdzić. Do tej pory trudno mi zrozumieć, jak mi się to udało.
– Co było dalej, wuju?
– Kiedy pokonałem bestię, twój ojciec wskoczył na arenę, a wszyscy oniemieli. Byli przekonani, że przegram walkę, więc zaskoczenie wzięło górę i zaczęli domagać się darowania nam życia. Winicjusz ujął twoją matkę i stanął przed Neronem, a po jego stronie była tylko wiara, że okrutny tyran puści nas wolno.
Czułem jak coraz bardziej chce mi się płakać.
– Wuju, ty jesteś bohaterem…
Ursus uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie.
– Nie byłbym nikim, gdyby nie moja wiara. To ona wówczas zwyciężyła.
– Co było później?
– Udało nam się ujść z Rzymu i przybyliśmy aż tutaj, na Sycylię. W bardzo niedługi czas potem narodziłeś się ty. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść. Zobacz, twoja mama macha do nas ze wzgórza. Przyszła pora na wieczerzę.