Nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości. Snujemy plany, mamy swoje ambicje i marzenia, ale nie możemy być pewni ich realizacji, bez względu na to, jak mocno jesteśmy zmotywowani. Wszystko to za sprawą prostego faktu, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć tysiąca okoliczności, jakie mogą stanąć nam na drodze w międzyczasie. Niekiedy mogą one ułatwić nam dotarcie do celu, niekiedy jednak wręcz przeciwnie.
Nowela Bolesława Prusa, pt. Z legend dawnego Egiptu opowiada o pewnej scenie z życia faraona egipskiego Ramzesa i jego wnuka Horusa. Ramzes jest już starym człowiekiem, znanym ze swej władczej surowości, który leży na łożu śmierci, jednak jest z nią pogodzony i nie boi się jej. Całą swoją władzę ma przekazać wnukowi, Horusowi, który niecierpliwie czeka na wieści o stanie zdrowia dziada. W głowie jednak planuje już dekrety, które wprowadzi na początku swojej władzy.
Przewrotnością losu jednak okazuje się, że to Horus umiera od ukąszenia jadowitego pająka, natomiast Ramzes wraca do zdrowia po zastosowaniu lekarstwa, które mogło go albo uśmiercić, albo wyleczyć. Stało się to drugie. Puentą noweli Prusa jest konstatacja, że los potrafi zaskoczyć w najbardziej niewyobrażalny sposób, nawet zaprzeczający logice. Człowiek jest bezsilny wobec tej potęgi, która włada każdą, najmniejszą nawet, częścią świata.
Owej bezsilności wobec wyroków losu doświadczył w bardzo bolesny sposób również Edyp, członek rodu Labdakidów, którego dotknęła straszliwa klątwa. Przepowiednia głosiła, że Edyp zabije swojego ojca, a potem ożeni się i spłodzi potomstwo z własną matką. Przez to został porzucony przez swoich biologicznych rodziców i wyrastał na obcym dworze, nie wiedząc, że nie jest u siebie. Gdy dowiedział się o przepowiedni opuścił swój dotychczasowy dom i udał się do Teb. Tam w nieświadomy sposób spełnił przepowiednię, co uświadomiono mu dopiero po wielu latach. Wówczas z rozpaczy wyłupił sobie oczy i opuścił Teby jako żebrak. Los Edypa dobitnie pokazuje, że wobec wyroków losu jesteśmy bezsilni. Nie ma znaczenia jak mocno będziemy próbowali zmienić bieg rzeczywistości, nasze wysiłki będą próżne – tak czy inaczej doprowadzimy do tych samych rezultatów, jakie były nam pisane od początku.
Jan Kochanowski w swoich Trenach przedstawił całe spektrum myśli człowieka, który buntuje się wobec przeznaczenia po śmierci swojej czteroletniej córeczki. Los w tym przypadku utożsamiony jest z Bogiem, w którym podmiot liryczny widzi głównego winowajcę. Kochanowski nie jest w stanie się pogodzić z faktem, że Bóg odebrał mu tak niewinną, młodą istotę, która w żaden sposób nie zdążyła sobie jeszcze zasłużyć na śmierć. Bije się z własnymi myślami, nie jest w stanie dojść do siebie. Z czasem jednak jego bunt zaczyna łagodnieć, a przemienia się w spokój dopiero w momencie, kiedy podmiot liryczny śni o tym, że dziewczynka jest w bezpiecznym i lepszym od ziemskiego miejscu. Jest i czeka na spotkanie ze swoim ukochanym ojcem w przyszłości. Dopiero wówczas podmiot liryczny jest w stanie pogodzić się ze stratą i żyć w spokoju.
Oba powyższe przykłady pokazują dobitnie, że człowiek wobec wyroków losu jest jak dziecko we mgle – zagubiony, bezsilny, bezradny. Nasze przeznaczenie jest rzeczą przewyższającą znacznie nasze wyobrażenie, nie mówiąc już w ogóle o wchodzenie z nim w jakiekolwiek interakcje. Najlepszym rozwiązaniem jest więc akceptacja tego, co przynosi nam każdy dzień, bez względu na to czy jest to szczęście czy nieszczęście. Jeśli każdą rzecz będziemy przyjmować z takim samym opanowaniem i wdzięcznością, nic nie będzie w stanie wytrącić nas z równowagi.