Mała apokalipsa Tadeusza Konwickiego to jeden z najważniejszych utworów, jakie powstały w epoce Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Jest to dzieło wynikające z epoki, w której powstało i w bezlitosny oraz wstrząsający sposób ową epokę opisujące. Był to czas absolutnego upadku moralnego, ideowego czy patriotycznego. Szarość, bieda, niepokój i niepewność jutra, odczuwane przez całe dekady, odcisnęły głębokie piętno na społeczeństwie polskim, które stało się bierne, bezbarwne, pogrążone w inercji i bylejakości. Zarówno władze komunistyczne, jak i działacze opozycyjni, wszystko, co robili, wynikało jedynie z przypisanych im stanowisk i ról, a nie z rzeczywistej potrzeby ducha, wiary czy walki o jakiekolwiek ideały. Tadeusz Konwicki ujął ten czas w ramy groteski, symbolizmu i realizmu magicznego, by jeszcze mocniej wydobyć absurdy codzienności polskiej w PRL-u. Stworzył obraz absolutnie porażający, który wszedł do kanonu tzw. „drugiego obiegu”, a potem został doceniony w kilkunastu krajach na świecie.
Spis treści
Mała apokalipsa – streszczenie krótkie
Mała apokalipsa to powieść Tadeusza Konwickiego opowiadająca jeden dzień z życia pisarza i intelektualisty, żyjącego w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Mężczyzna ten zostaje poproszony przez dwóch swoich znajomych ze środowiska pozycyjnego, by wieczorem tego dnia udał się pod Pałac Kultury i na oczach tłumu wiwatującego na cześć radzieckiego dygnitarza, dokonał samospalenia. Pisarz jest popularny na Zachodzie, więc jego śmierć mogłaby ponieść się szerokim echem po całej Europie.
Główny bohater spędza cały dzień na przemieszczaniu się po Warszawie i spotykaniu się z różnymi ludźmi. Rozmyśla on wciąż nad tym, jaką decyzję ma podjąć. Patrzy na swój kraj zniszczony wieloletnią komuną, na obskurne miasto i zmęczonych, szarych ludzi. Całą opowieść ma charakter snu – bohater co i rusz napotyka kalendarze, które pokazują mu różne daty. Niektóre postacie pojawiają się znienacka w miejscach, w których nie powinno ich być, pojęcie czasu jest względne, przestrzenie, pomieszczenia i budynki wydają się niekiedy pomiędzy sobą przenikać.
Mała apokalipsa jest więc w dużej mierze zapisem wewnętrznego krajobrazu emocjonalnego człowieka, który większość swojego życia spędził w zniewolonym państwie. Pisarz w powieści rozmawia z cynicznymi aparatczykami, gorącymi opozycjonistami, którzy jednak nie mają pomysłu na walkę, z milicjantami, z kobietami lekkich obyczajów, ze starcami i ludźmi młodymi. W ten jeden dzień spotyka przekrój niemal całego społeczeństwa i wszyscy ludzie wydają się niejednoznaczni, trudni do odszyfrowania, niemożliwi do sklasyfikowania, a więc niepewni.
Główny bohater czuje się wolny, lecz jest to wolność polegająca w głównej mierze na samotności. Przemieszcza się pomiędzy kolejnymi miejscami: jest pod Pałacem Kultury, gdzie szykuje się wielka feta na cześć rocznicy PRL, jest w ruinach na Placu Trzech Krzyży, w ekskluzywnej restauracji, w tajnych pomieszczeniach opozycyjnych, w kinie, na wielu ulicach. Nie do końca wiadomo, które z przydarzających mu się rzeczy są realne, a które nie. Całość jednak ma wymiar szalenie pesymistyczny. Człowiek rzeczywiście nie jest w żaden sposób zatrzymywany przed odebraniem sobie życia. Wszystko straciło już jakiekolwiek znaczenie, śmierć pisarza niczego nie pogorszy, ani nie polepszy.
Powieść Konwickiego urywa się w kulminacyjnym momencie, kiedy bohater dochodzi pod Pałac Kultury o ósmej wieczorem i ma dokonać samospalenia. Tego jednak autor już nie dopowiada. Powieść urywa się jak sen – w najciekawszej chwili. To daje z kolei do myślenia czytelnikowi, który może zastanowić się nad tym, co zrobiłby na miejscu głównego bohatera. Mała apokalipsa to bardzo pesymistyczna refleksja nad tym, do jak schizofrenicznego stanu wewnętrznego może doprowadzić wrażliwego i inteligentnego człowieka życie w absurdalnym i chorym systemie politycznym.
Mała apokalipsa – streszczenie szczegółowe
Główny bohater obudził się wczesnym rankiem pewnego jesiennego i bardzo ponurego dnia. Nie wstał od razu z łóżka, nie miał po co. Zaczął rozmyślać o życiu, wpatrując się w niebo. Przypominał sobie swoje sny oraz poczucie sprzed zaśnięcia poprzedniej nocy, kiedy wydawało mu się, że jest bardzo blisko zrozumienia sensu istnienia ludzkiego. Jednocześnie był przekonany, że kres jego własnego istnienia jest bardzo bliski. Był człowiekiem samotnym, co było spowodowane tym, że był wolny w zniewolonym kraju. Z kolei wolnym mógł być właśnie dzięki samotności. Wypalił kilka ostatnich papierosów i śledził sytuację dwóch pijanych mleczarek, które pod jego oknem rozbiły butelki z mlekiem. W oddali widoczny był wizerunek Pałacu Kultury.
Następnie w mieszkaniu mężczyzny zjawiają się dwaj jego koledzy ze środowiska artystycznego, Hubert i Rysio. W imieniu opozycji, proszą oni mężczyznę, by tego samego dnia o ósmej wieczorem dokonał samospalenia przed Pałacem Kultury w geście sprzeciwu wobec przyłączenia Polski do Związku Radzieckiego. Mężczyzna ponoć został wybrany ze względu na swoją zagraniczną popularność oraz mimowolną obsesję na punkcie śmierci. Bohater buntuje się przeciw temu wyborowi, jednak mężczyźni nalegają, dochodzi nawet do kłótni. W końcu wychodzą.
Mężczyznę odwiedza urzędnik, który zakręca mu gaz. Otrzymuje od głównego bohatera płaszcz, ponieważ jemu nie będzie już – jak twierdzi potrzebny. Następnie mężczyzna ogląda w telewizji transmisję z powitania radzieckiego dygnitarza na lotnisku, a potem wychodzi na ulicę. Panuje na niej poruszenie, a w centrum zbudowana jest duża scena przygotowana na wieczorne występy.
Bohater zostaje spisany przez dwóch milicjantów (okazuje się, że jest środek lata, a nie jesień), od których zostaje uwolniony przez Kolkę Nachałowa, znajomego, który był synem generała KGB. Później trafia do baru mlecznego, gdzie spotyka brata Rysia, który stawia mu śniadanie. Okazuje się on pracownikiem owego wydziału cenzury, a przy tym zagorzałym komunistą ideowym. Mężczyźni kłócą się o idee i rozstają.
Bohater zaczyna błąkać się po mieście. Spotyka różnych ludzi, którzy kojarzą mu się z innymi postaciami albo podsuwają różne refleksje. Zastanawia się on cały czas nad tym, czy powinien dokonać wieczorem samospalenia. W końcu trafia nad Wisłę, gdzie jest świadkiem manifestacji patriotycznej. Wchodzi do mieszkania, które w porannej rozmowie przykazał mu odwiedzić Hubert.
Przyjmuje go Halina, która instruuje go w kwestii samospalenia. W mieszkaniu znajduje się sparaliżowany starzec, który ogląda w telewizji wystąpienie sekretarza Kobiałki i Nadieżda, rudowłosa piękność, która zakochuje się w mężczyźnie z wzajemnością, uprawia z nim seks i jest gotowa z nim uciec, jednak co chwila zmienia zdanie. Halina kupuje mężczyźnie cały kanister rozpuszczalnika, który ten zabiera i wychodzi.
Na schodach spotyka towarzysza Sachera, który niegdyś wyrzucił go z Partii. Mężczyźni wchodzą do tajemniczego pomieszczenia, gdzie znajduje się obficie zastawiony stół. Po posiłku bohater wychodzi na ulicę, gdzie jest świadkiem osunięcia się jednego z przęseł Mostu Poniatowskiego, a także, gdzie w końcu udaje mu się porozmawiać z chłopakiem, który od dłuższego czasu go śledził. Chłopak nazywał się Tadzio Skórko i był wielbicielem pisarza, cytował z pamięci jego dzieła. Proponuje, że będzie towarzyszył swojemu idolowi tego dnia. W tym momencie dogania ich Halina, która mówi, że Hubert jest w krytycznym stanie i muszą udać się do kina „Wołga”.
Tam w kuluarach zastają zemdlonego Huberta, który wciąż bardzo przeżywa to, co ma się stać wieczorem. Dochodzi do premiery filmu Władka Bułata, który później rozmawia z mężczyzną o ideologicznej beznadziei współczesnego im świata. Mężczyzna jest załamany, jednak Bułat rozmawia cynicznie, bo niedługo ma emigrować. W drodze do sklepu z zapałkami, pisarz rozmawia z Haliną o przeszłości Nadieżdy. Później kobieta odłącza się od nich.
Pisarz spaceruje i myśli o tym, jak szpetny jest świat, który widzi oraz o tym, że sam wyglądem przystosował się do tej brzydoty. Wchodzi do restauracji i zostaje skierowany do tajnego pomieszczenia, gdzie bije się go i skuwa kajdankami. Niejaki Zenek podaje mu serum prawdy i mężczyzna jest przesłuchiwany aż do omdlenia. W kolejnym pomieszczeniu napotyka samego towarzysza Kobiałkę.
Po powrocie do restauracji, mężczyzna spotyka Kolkę Nachałowa oraz niejaką Gosię, z którymi spożywa posiłek. Spotyka tam również Rysia, który informuje go o ostatecznej śmierci Huberta. Cała grupa udała się wraz z szefem kuchni do tajemnej kaplicy, gdzie znajdowało się mnóstwo suto zastawionych stołów. Próbowali jeść, lecz szef kuchni bił ich za to. Pani Gosia pokłóciła się z literatem na temat podejścia do opozycji.
Dochodzi do serii coraz bardziej absurdalnych wydarzeń, w których uczestniczy pisarz, Rysio, jego brat, Edek, Kolka Nachałow, oraz tajemniczy doktor Gonsiorek, który mieni się delegatem niemieckim do spraw kupna województwa zielonogórskiego. Po literata przychodzi Nadieżda i oboje udają się na Plac Trzech Krzyży, gdzie w ruinach budynku dyskutują o swoich metafizycznych wizjach. Kochają się w ruinach, a potem pojawia się mężczyzna wyłudzający od bohatera opłatę za seks z nią. Dziewczyna ucieka, a mężczyzna wraca do Tadzia, który okazuje się szpiclem, jednak obiecuje poprawę.
Obaj odwiedzają w szpitalu umierającego Huberta. Pisarz prosi, by lekarz odłączył go od aparatury podtrzymującej życie o ósmej. Potem błądzi w podwórkach, ulicach i zaułkach. W końcu dochodzi do tajemniczego ogniska, gdzie znajdują się wszystkie jego poprzednie kochanki. Chcą go pobić, tylko jedna, której nie poznaje, wyznaje mu miłość. Ostatecznie literat dochodzi pod Pałac Kultury, gdzie spotyka wszystkich ludzi, z którymi miał kontakt tego dnia. Jest tam zrozpaczona Nadzieżda, dodający mu otuchy Tadzio. Powieść kończy się, kiedy mężczyzna modli się w myślach za duszę swoją oraz wszystkich ludzi, którzy podobnie jak on szli na całopalenie.