Dokładnie w momencie, kiedy Romeo wziąć duży łyk trucizny z flakonika, poczuł na swojej skórze delikatne dotknięcie. Flakonik zatrzymał się tuż przy ustach, ponieważ jego umysł na ułamek sekundy się zatrzymał. W późniejszych latach dziękował Bogu, że nie zignorował tego delikatnego ruchu i że przed odebraniem sobie życia zapragnął jeszcze raz spojrzeć na ukochaną. Jej usta nadal były sine, a cera biała jak papier. Różowe niegdyś policzki, o których marzył całymi nocami, teraz utraciły jakąkolwiek barwę i wydawały się wręcz przezroczyste. Pod oczami kwitły granatowe cienie. Nie było wątpliwości – Julia nie żyła. A skoro ona nie żyła, nie było już na tym świecie miejsca dla Romea.
Gdy tak pomyślał, poczuł na swojej dłoni ponowne poruszenie, tym razem nieco mocniejsze, nie dające się już zignorować. Spojrzał w tamtym kierunku. Jego dłoń opierała się o ziemię tuż przy dłoni Julii. Czy to możliwe…? Tak! Mały palce ukochanej poruszył się znowu i dotknął przegubu chłopaka. Julia się poruszyła! JULIA ŻYJE! Jak to możliwe – nieistotne. Julia żyła i właśnie budziła się z jakiegoś straszliwego demonicznego snu, który wszyscy wzięli za sen wieczny. Teraz poruszyła się cała dłoń, a z dłoni Romea wyleciał flakonik z trucizną i potoczył się gdzieś w kąt, rozlewając swoją zawartość na zimną posadzkę grobowca. Julia powoli podniosła ciężkie powieki i wzięła gwałtowny wdech, jakby wynurzyła się spod wody.
– Julio! – krzyknął Romeo. – Ukochana! Ty żyjesz, ty naprawdę żyjesz! Dzięki ci boże.
– Romeo… – wyszeptała Julia słabym głosem, z trudem poruszając opchniętymi wargami. Romeo wziął ją w ramiona i delikatnie podniósł do pozycji siedzącej. – Gdzie ja jestem? Co się stało?
– Jesteśmy w rodzinnym grobowcu. Wszyscy myśleli, że nie żyjesz, za chwilę miał odbyć się twój pogrzeb, a ja… – tu zawahał się i powiódł wzrokiem w kierunku małej kałuży trucizny, która już zasychała na posadzce. – Ja próbowałem do ciebie dołączyć… Po tamtej stronie…