Wiersze miłosne – miłość w poezji

Autor: Anna Morawska

Miłość to jedno z najsilniejszych uczuć, jakich doświadcza człowiek. Choć  z poezją kojarzona bywa głównie ta romantyczna, to przecież odcieni miłości jest wiele. Rodzice kochają dzieci, a dzieci kochają rodziców.  Rodzajem miłości jest też przyjaźń. Miłość siostrzana, czy braterska również ma swoje odzwierciedlenie w sztuce, w tym i poezji. Patriotyzm to nic innego jako miłość do ojczyzny. Można zaryzykować stwierdzenie, że miłość, a czasem związane z nią cierpienie jest mocą napędową sztuki.  Miłość jest wszędzie – także w polskiej poezji. 

Wybór najpiękniejszych wierszy miłosnych

Miłość – Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Nie wi­dzia­łam cię już od mie­sią­ca.
I nic. Je­stem może bled­sza,
tro­chę śpią­ca, tro­chę bar­dziej mil­czą­ca,
lecz moż­na żyć bez po­wie­trza!

Lubię szeptać ci słowa, które nic nie znaczą – Bolesław Leśmian

Lu­bię szep­tać ci sło­wa, któ­re nic nie zna­czą –
Prócz tego, że się gar­ną do twe­go uśmie­chu,
Pew­ne, że się twym ustom do cna wy­tłu­ma­czą –
I nie wsty­dzą się swe­go mętu i po­śpie­chu.
Bez­ład­ne się w tych sło­wach nie­cier­pli­wią wie­ści –
A ja cze­kam, cie­ka­wy ich poza mną trwa­nia,
Aż je sama po­wią­żesz i uło­żysz w zda­nia,
I brzmie­niem gło­su do­dasz zna­cze­nia i tre­ści…
Sko­ro je swo­ją war­gą wy­szep­czesz ku wio­śnie –
Sta­ją mi się tak ja­sne, niby roz­kwit wrzo­su –
I ro­zu­miem je na­gle, gdy giną ra­do­śnie
W śpiew­nych fa­lach two­je­go, co mnie ko­cha, gło­su.

Miłość – Krzysztof Kamil Baczyński

Oto ona Niby chmu­ra dana
tym prze­lot­nym ka­mie­ni rzeź­bia­rzom,
wszech­ży­wo­tom, aby w niej czy­ni­ły
ar­cha­nio­ła kształt, któ­ry wi­dzia­ny
w daw­nym śnie – był w gło­sie roz­po­zna­ny.
Więc zie­lo­ne gło­wi­ce li­ści,
więc jak stru­gi desz­czo­wej po­top
kłę­bi ro­ślin ucho­dzą do góry,
i na prze­kór po­wie­trza oplo­tom
pu­chem brzę­czą po­czy­na­jąc z chmu­ry
ar­cha­nio­ła wspie­ra­ją­ce sto­py.
Więc zwie­rzę­ta w opa­rach be­ko­wisk,
w ko­tłach po­lan w sie­bie prze­ni­ka­jąc,
pod na­mio­tem trwa­ją­cych od­no­wień
two­rząc z wol­na w to­nach roz­po­zna­ją
dło­nie śmi­głe niby pió­ra bla­sku
wy­peł­nio­ne jak kwiat nie­ba – ła­ską.
I on jesz­cze rzeź­biarz nie­ro­zum­ny
krze­sze chmu­rę w że­la­znym śnie lęku,
krze­sząc wzno­si mar­mu­ro­we trum­ny
albo mar­twe po­są­gów ko­lum­ny
w po­do­bień­stwo two­je. Nie­po­zna­ny
anioł nad nim dłu­tem z gła­zu gna­ny
to go wę­żem owi­nie ro­ślin­nym,
to po­wie­trzem omi­nie płyn­nym
i nie­zna­ny trwa, pro­mie­nie leje,
co jak w gro­bie skoń­czo­ne na­dzie­je –
z dło­ni, któ­re pło­mie­niem pa­da­jąc
wró­cą w dło­nie, gdy się gła­zem sta­ją.

Miłość (Wciąż rozmyślasz…) – Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Wciąż roz­my­ślasz. Upar­cie i skry­cie.
Pa­trzysz w okno i smu­tek masz w oku…
Prze­cież mnie ko­chasz nad ży­cie?
Sam mó­wi­łeś prze­szłe­go roku…
Śmie­jesz się, lecz coś tkwi poza tym.
Pa­trzysz w nie­bo, na rzeź­by ob­ło­ków…
Prze­cież ja je­stem nie­bem i świa­tem?
Sam mó­wi­łeś prze­szłe­go roku…

Nie obiecuję ci prawie nic – Bolesław Leśmian

Nie obie­cu­ję ci wie­le…
Bo tyle co pra­wie nic…
Naj­wy­żej wio­sen­ną zie­leń…
I po­god­ne dni…
Naj­wy­żej uśmiech na twa­rzy…
I dłoń w po­trze­bie…
Nie obie­cu­ję ci wie­le…
Bo tyl­ko po pro­stu sie­bie…

Lubię, kiedy kobieta – Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Lu­bię, kie­dy ko­bie­ta omdle­wa w ob­ję­ciu,
kie­dy w lu­bież­nym zwi­sa przez ra­mię prze­gię­ciu,
gdy jej oczy za­cho­dzą mgłą, twarz cała bled­nie,
i war­gi się wil­got­nie roz­chy­lą bez­wied­nie.
Lu­bię, kie­dy ją roz­kosz i żą­dza onie­mi,
gdy wpi­ja się w ra­mio­na pal­ca­mi drżą­ce­mi,
gdy krót­kim, ury­wa­nym od­dy­cha od­de­chem
i od­da­je się cała z mdle­ja­cym uśmie­chem.
I lu­bię ten wstyd, co się ko­bie­cie za­bra­nia
przy­znać, że czu­je roz­kosz, że moc po­żą­da­nia
zwal­cza ją, a sy­ce­nie żą­dzy osza­le­nia,
gdy szu­ka ust, a lęka się słów i spoj­rze­nia.
Lu­bię to – i tę chwi­le lu­bię, gdy koło mnie
wy­czer­pa­na, zmę­czo­na leży nie­przy­tom­nie,
a myśl moja już od niej wy­bie­ga skrzy­dla­ta
w nie­skoń­czo­ne prze­strze­nie nie­ziem­skie­go świa­ta.

Jednego serca! tak mało! – Adam Asnyk

Jed­ne­go ser­ca! tak mało! tak mało,
Jed­ne­go ser­ca trze­ba mi na zie­mi!
Coby przy mo­jem mi­ło­ścią za­drża­ło:
A był­bym ci­chym po­mię­dzy ci­che­mi…

Je­dy­nych ust trze­ba! skąd bym wiecz­ność całą
Pił na­pój szczę­ścia usta­mi mo­je­mi,
I oczu dwo­je, gdzie­by, pa­trzył śmia­ło,
Wi­dząc się świę­tym po­mię­dzy świę­te­mi

Jed­ne­go ser­ca i rąk bia­łych dwo­je!
Coby mi oczy za­sło­ni­ły moje,
Bym za­snął słod­ko, ma­rząc o anie­le,

Któ­ry mnie nie­sie w ob­ję­ciach nie­ba…
Jed­ne­go ser­ca! tak mało mi trze­ba,
A jed­nak wi­dzę, że żą­dam za wie­le!

Ja Ciebie kocham – Adam Asnyk

Ja cie­bie ko­cham! Ach te sło­wa
Tak dziw­nie w moim ser­cu brzmią.
Mia­łaż­by wró­cić wio­sna nowa?
I zbu­dzić kwia­ty co w nim śpią?
Miał­bym w mi­ło­ści cud uwie­rzyć,
Jak Łazarz z gro­bu mego wstać?
Mło­dzień­czy, daw­ny kształt od­świe­żyć,
Z rąk two­ich nowe ży­cie brać?

Ja cie­bie ko­cham? Czyż być może?
Czyż mnie nie zwo­dzi złu­dzeń moc?
Ach nie! bo ja­sną wi­dzę zo­rzę
I pierz­cha­ją­cą wi­dzę noc!
I wszyst­ko we mnie inne, świe­że,
Zwąt­pie­nia w ser­cu stop­niał lód,
I zno­wu pra­gnę – ko­cham – wie­rzę –
Wie­rzę w mi­ło­ści wiecz­ny cud!

Ja cie­bie ko­cham! Świat się zmie­nia,
Za­kwi­ta szczę­ściem od tych słów,
I tak jak w pierw­szych dniach stwo­rze­nia
Przy­bie­ra ślub­ną sza­tę znów!
A du­sza skrzy­dła znów do­sta­je,
Już jej nie ści­ga ziem­ski żal –
I w eli­zej­skie leci gaje –
I to­nie po­śród świa­tła fal!

Myślę o Tobie – Tadeusz Borowski

My­ślę o to­bie. Two­je oczy,
twój głos, twój uśmiech przy­po­mi­nam,
pa­trząc na nie­bo. Zbo­czem nie­ba
zsu­wa się ob­łok, jak­byś lek­ko
pro­fil zwró­ci­ła w lewo. Ówdzie
drze­wo wplą­ta­ne w wiatr prze­chy­la
ko­ro­nę two­im prze­chy­le­niem,
a tam w po­wie­trzu ptak się waży –
i wiem, że tak do twa­rzy wzno­sisz
dłoń w za­my­śle­niu. Roz­pro­szo­na
uro­da rze­czy, błysk prze­lot­ny
pięk­na na zie­mi wiem, że w to­bie
uwiązł i za­stygł w kształt…

Niepewność – Adam Mickiewicz

Gdy cię nie wi­dzę, nie wzdy­cham, nie pła­czę,
Nie tra­cę zmy­słów, kie­dy cie zo­ba­czę;
Jed­nak­że gdy cię dłu­go nie oglą­dam
Cze­goś mi brak­nie, ko­goś wi­dzieć żą­dam
I tę­sk­niąc so­bie za­da­ję py­ta­nie:
Czy to jest przy­jaźń? czy to jest ko­cha­nie?

Gdy z oczu znik­niesz, nie mogę ni razu
W my­śli two­je­go od­no­wić ob­ra­zu;
Jed­nak­że nie­raz czu­ję mimo chę­ci,
Że on jest za­wsze bli­sko mej pa­mię­ci.
I zno­wu so­bie po­wta­rzam py­ta­nie:
Czy to jest przy­jaźń? czy to jest ko­cha­nie?

Cier­pia­łem nie­raz, nie my­śla­łem wca­le,
Abym przed tobą szedł wy­le­wać żale;
Idąc bez celu, nie pil­nu­jąc dro­gi,
Sam nie poj­mu­ję, jak w twe zaj­dę pro­gi;
I wcho­dząc so­bie za­da­ję py­ta­nie:
Co tu mię wio­dło? przy­jaźń czy ko­cha­nie?

Dla twe­go zdro­wia ży­cia bym nie ską­pił,
Po twą spo­koj­ność do pie­kieł bym zstą­pił;
Choć śmia­łej żą­dzy nie ma w ser­cu mo­jem,
Bym był dla cie­bie zdro­wiem i po­ko­jem.
I zno­wu so­bie po­wta­rzam py­ta­nie:
Czy to jest przy­jaźń? czy to jest ko­cha­nie?

Kie­dy po­ło­żysz rękę na me dło­nie,
Luba mię ja­kaś spo­koj­ność owio­nie,
Zda się, że lek­kim snem za­koń­czę ży­cie;
Lecz mnie prze­bu­dza żyw­sze ser­ca bi­cie,
Któ­re mi gło­śno za­da­je py­ta­nie:
Czy to jest przy­jaźń? czy­li też ko­cha­nie?

Kie­dym dla cie­bie tę pio­sen­kę skła­dał,
Wiesz­czy duch mymi usta­mi nie wła­dał;
Pe­łen zdzi­wie­nia, sam się nie po­strze­głem,
Skąd wzią­łem my­śli, jak na rymy wbie­głem;
I za­pi­sa­łem na koń­cu py­ta­nie:
Co mię na­tchnę­ło? przy­jaźń czy ko­cha­nie?

Portret – Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Usta two­je: oce­an roz­owy,
Spoj­rze­nie: fala wzbu­rzo­na.
A two­je sze­ro­kie ra­mio­na:
Pas ra­tun­ko­wy…

Nie ma bólu większego niż  utrata miłości

Najpiękniej wyraził to Jan Kochanowski, którego „Treny” napisane po śmierci najmłodszej córeczki, do dziś dnia wzruszają  emanującym z nich, bezgranicznym uczuciem miłości do utraconego dziecka. Ból, jakiego doświadczał poeta, przetrwał wieki na kartach książek i niezliczonych przedruków. Jednak nie tylko o miłości do ukochanej Orszulki pisał. „Czego chcesz od nas, Panie” to nic innego, jak hymn miłości do Stwórcy.  Tęsknota za utraconą miłością przebija też z wierszy Adama Mickiewicza, który w „Panu Tadeuszu”  łkał nie tylko za polskimi brzezinami, czy chmurami, ale i zaczynał od słów „[…] ile cię cenić trzeba, ten tylko się dowie, kto cię stracił” – odnosząc się do ojczyzny.  Miłość do rodzinnego kraju sławili też Ignacy Krasicki, czy Juliusz Słowacki. Ten ostatni miłosnym cierpieniom dawał czasem wyraz pełen goryczy, jak  w wierszu „Przeklęstwo”.

Miłość bywa przewrotna

Na przestrzeni dziejów zmieniało się postrzeganie miłości. W każdej z epok też różnie było widziane przez różnych poetów – przecież każdy z nich miał iny charakter i inny pryzmat doświadczeń.  Poezję i miłość łączy też cecha wspólna – obie bywają przewrotne. Przykładem takiego połączenia jest  sonet „Do trupa” Jana Andrzeja Morsztyna. Ten siedemnastowieczny artysta uznał, że choć trup i cierpiący w miłosnych mękach, podobni są sobie, to jednak nieboszczyk znajduje się w korzystniejszej sytuacji – uwolniony od bolączek doczesnych.  Miłość przez wieki towarzyszy ludzkości we wszystkich swoich blaskach i cieniach. Współcześni również nie są od jej rozterek wolni. Ksiądz Jan Twardowski pisał „spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”, a laureatka Nagrody Nobla  z miłością pisała o miłości, śmierci i kocie w przejmującym wierszu „Kot w pustym mieszkaniu”.   O miłości do zwierząt pięknie piszą też Franciszek Klimek i Barbara Borzymowska. Z kolei Konstanty Ildefons Gałczyński w poetyckiej miniaturze „Wróbelek” wręcz rozkazuje kochać niepozorną ptaszynę – „Ko­chaj­cie wró­bel­ka dziew­czę­ta. Ko­chaj­cie do ja­snej cho­le­ry!” – z przymrużeniem oka, oczywiście. Choć z drugiej strony, kto wie, co Mistrzowi chodziło po głowie, kiedy pisał te słowa? 

Miłość była, jest i będzie

Poezja miłością jest napędzana, a miłość odcieni i postaci ma tak wiele, jak wiele jest uczuć i emocji.  I tak poezja roztacza tęczę jej kolorów. Od niezwykle subtelnych erotyków Adama Asnyka jak „Między nami nic nie było”, przez bezpruderyjne, jak na ówczesną epokę wiersze Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej, czy aż duszące od gęstej atmosfery „W malinowym chruśniaku” Bolesława Leśmiana,  aż po gorzkie satyry Wojciecha Młynarskiego. O miłości pisała też, wśród huku bomb Krzysztof Kamil Baczyński, którego krótkie życie i małżeństwo, przerwała rozpętana przez hitlerowców wojna.  Współcześnie niekwestionowaną królową miłosnej poezji, znaną też z ulegania porywom serca, była Agnieszka Osiecka.  O tym najgorętszym z uczuć pisali też Halina Poświatowska, Julian Tuwim, Czesław Miłosz, Tadeusz Różewicz, Tadeusz Borowski, czy przyszły papież – Karol Wojtyła. Również i Jan Lechoń,  Kazimierz Wierzyński, czy Cyprian Kamil Norwid ulegali jej porywom.  Maria Konopnicka, nie kryjąc się, co w jej czasach wymagało niemałej odwagi, pisała o miłości w erotyku „Do Kobiety”. Bez względu jednak na to, jak definiuje się to najszlachetniejsze z uczuć i jak postrzegają je jednostki, miłość byłą, jest i pozostanie siłą napędową sztuki – w tym i poetyckiej. 

Dodaj komentarz