Człowiek, niezależnie od tego, w jakiej sytuacji życiowej by się znajdował, zawsze będzie pragnął życia lepszego. Nie ma w tym oczywiście nic zdrożnego, jeśli umie się spojrzeć na świat racjonalnie i oddzielić to, co da się poprawić, od tego, z czym należy się pogodzić. Konfrontacje naszych wyobrażeń z rzeczywistością bywają bowiem bolesne.
Bardzo wyraźne wizję lepszego świata miał Seweryn Baryka, jeden z bohaterów Przedwiośnia Stefana Żeromskiego. Był on ojcem głównego bohatera, Cezarego Baryki. Po powrocie z I wojny światowej Seweryn był odmienionym człowiekiem, był zmęczony i wyniszczony. W takich sytuacjach myślimy już wyłącznie o najważniejszych sprawach. Dla niego taką sprawą było sprowadzenie syna do Polski, kraju jego przodków, ojczyzny, która właśnie odzyskała niepodległość po stu dwudziestu trzech latach niewoli.
Cezary wzbraniał się przed tym pomysłem – z Polską nie wiązało go nic. Seweryn roztoczył jednak przed nim fantastyczną wizję, która okazała się jego marzeniem o lepszym świecie, a nie rzeczywistością. Polska miała być dynamicznie rozwijającym się krajem pod względem ekonomicznym, gospodarczym i społecznym. Symbolem tego rozwoju miały być „szklane domy„, budowle mieszkalne, które dzięki zastosowaniu nowoczesnej technologii były wygodne, funkcjonalne i piękne, a co najważniejsze – tanie, dzięki czemu na tak piękne lokum mógł sobie pozwolić każdy obywatel.
Cezary zwiedziony tymi opowieściami zgodził się na podróż. Granicę Polski przekroczył już jednak samodzielnie, ponieważ Seweryn nie wytrzymał trudów drogi. Cezary zastał kraj ogarnięty chaosem politycznym, ekonomicznym i społecznym. Panowała bieda, a przez kraj przewalały się tłumy ludzi szukających własnego miejsca, wracających do ojczyzny po latach. Zrozumiał, że Seweryn okłamał go, jednak nie porzucił Polski. Zaczął szukać w niej swojej ojczyzny i odnalazł ją choć nie bez trudności. Rzeczywistość polska była diametralnie inna od tego, co proponował Seweryn, jednak Cezary postanowił nie zaprzepaszczać jego woli i stać się prawdziwym Polakiem.
O świecie rządzonym przez wartości idealne i romantyczne marzył również tytułowy bohater dramatu Juliusza Słowackiego – Kordian. Był to młodzieniec owładnięty romantycznym patrzeniem na świat. Po osobistym dramacie (został odtrącony przez ukochaną kobietę i próbował odebrać sobie życie) wyruszył w świat, by sprawdzić, czy rzeczywiście rządzi się on szlachetnymi cnotami.
Rozczarowanie Kordiana było ogromne. Odwiedził wiele miejsc w Europie i na świecie i wszędzie okazywało się, że poszczególne jego wyobrażenia rozsypują się jak domek z kart. Doświadczył tego, że literatura niezwykle odstaje od opisywanej przez siebie rzeczywistości, ludziom zależy na łatwym zarobku, zdobyciu władzy i szybkiej miłości, a autorytety moralne i religijne nie są magicznymi istotami, kierującymi się duchowymi przymiotami, tylko ludźmi z krwi i kości, posiadającymi takie same ułomności i słabostki, jak każdy z nas. Ta konfrontacja odmieniła Kordiana, doprowadziła do jego przemiany z naiwnego egzaltowanego chłopca w dojrzałego i świadomego mężczyznę.
Kontekstem dla tych rozważań może być sformułowanie zawarte w Księdze Koheleta w Starym Testamencie Pisma Świętego. Autor wypowiedział słynną formułę „marność nad marnościami i wszystko marność”, która oznaczała to, że wszystko, na co zwracamy uwagę w życiu doczesnym prędzej czy później przeminie, więc nie warto się do tego przywiązywać. Być może więc marząc o lepszym świecie, warto się czasem zadumać nad tym, czy mamy wpływ na jego całościowy kształt i czy nasze działania mogą przynieść jakiś wymierny skutek. Kohelet twierdzi, że należy cieszyć się z prostych rzeczy i czekać aż zostaniemy sprawiedliwie osądzeni przez Boga.
Moi zdaniem marzyć o lepszym świecie zawsze warto, ponieważ wówczas mamy szansę zmienić własne postępowanie. Jeśli zaś zbyt intensywnie będzie próbowali zmieniać rzeczywistość wokół nas i ludzi, możemy się jedynie gorzko rozczarować.